Stany Zjednoczone są zadłużone na 14,02 bln dolarów, co po rozbiciu na liczbę mieszkańców oznacza, że każdy Amerykanin ma dług w wysokości 45 300 dol.
Rząd w Waszyngtonie bardzo szybko zbliża się więc do zapisanego w prawie progu maksymalnego zadłużenia, który wynosi obecnie 14,3 bln dolarów. To zaś oznacza, że Kongres albo będzie musiał bardzo szybko podnieść ten próg, albo radykalnie obniżyć wydatki rządowe.
To pierwsze rozwiązanie nie byłoby dla polityków niczym niezwykłym. Jak zauważa „Financial Times”, w ostatnich 70 latach Kongres podnosił dopuszczalny próg zadłużenia 80 razy. Dwa razy kongresmeni okazali się nieugięci wobec próśb amerykańskiego rządu o zgodę na pogłębienie dziury w narodowym skarbcu. Pod koniec 1995 roku i na początku 1996 roku republikanie – zachęceni zwycięstwem w wyborach parlamentarnych – postanowili zatamować nieco apetyt na pieniądze podatników rządowi demokratycznego prezydenta Billa Clintona.
Nie jest więc wykluczone, że również obecnie członkowie Partii Republikańskiej, którzy wygrali listopadowe wybory do Kongresu, przekonując wyborców o konieczności znacznego ograniczenia wydatków rządu Baracka Obamy, nie dadzą zgody na dalsze zadłużanie. To zaś – jak przekonuje sekretarz skarbu Timothy Geithner – miałoby dla amerykańskiej gospodarki „katastrofalne konsekwencje”, porównywalne z wielkim załamaniem z lat 2008 – 2009.
W wysłanym niedawno liście do kongresmenów Geithner podkreśla, że taka decyzja mogłaby doprowadzić do tego, że już wiosną, a najpóźniej w maju, Stany Zjednoczone nie byłyby w stanie obsługiwać własnego długu, co byłoby „sytuacją bez precedensu w amerykańskiej historii”.