Pierwsze sygnały o tym, że Finroyal – kolejna firma oferująca Polakom superlokaty, przed którą ostrzega Komisja Nadzoru Finansowego – nie wypłaca klientom zainwestowanych środków, pojawiły się już w połowie czerwca. Media donosiły też wtedy, że prezes firmy Andrzej Korytkowski w przeszłości był karany. Sam przekonywał, że to nieprawda.
Później sprawę Finroyal przyćmił nieco wybuch afery związanej z Amber Gold, ale o spółce znowu zrobiło się głośno przy okazji domniemanej fuzji ze „złotą" firmą z Gdańska. Amber Gold zaprzeczył, że takie rozmowy w ogóle miały miejsce.
Teraz prezes Finroyal usłyszał zarzuty nielegalnej działalności bankowej, a do prokuratury zgłaszają się kolejni zrozpaczeni klienci, którym firma obiecywała wysokie zyski.
Finroyal na rynku parabankowym jest aktywny dłużej niż Amber Gold (działa od 2009 r.), bo od początku 2007 r. Pierwsze biuro powstało w Warszawie. Firma szybko zaczęła działać na tyle prężnie, że w kolejnych latach otworzyła placówki w największych miastach w Polsce. Jednak dopiero w 2009 r. działalnością spółki zainteresował się nadzór bankowy, kierując zawiadomienie do prokuratury. Zarzuty? Takie same jak w przypadku Amber Gold, czyli podejrzenie, że firma nielegalnie prowadzi działalność bankową.
Czym kusił klientów Finroyal? Flagowym produktem był tzw. kontrakt lokacyjny. W reklamach spółka stawiała na autorytety, produkty firmy polecały osoby kojarzone z zaufaniem i doświadczeniem, np. pilot.