– Jeszcze na początku XIX wieku udział państwa brytyjskiego w tworzeniu PKB wynosił 1–2 procent, wiek później było to ok. 10 proc. Teraz jest to ok. 50 proc. PKB – przypomina Mirosław Gronicki, były minister finansów w Polsce. Tłumaczy, że przez dwa wieki państwo jako instytucja zagarnęło dziedziny gospodarki i życia społecznego, które kiedyś były prywatne, jak choćby edukacja czy ochrona zdrowia. W ten sposób co prawda chroni obywateli, ale też wziął na siebie wielkie zobowiązania. Część obecnego kryzysu wynika z tego, że państwa się zadłużają, by sprostać swoim zobowiązaniom – ekonomista przypomina, że liczne protesty społeczne w Europie biorą się stąd, że ludzie protestują przeciwko takim zmianom.
O tym, „Ile państwa w gospodarce, ile rządu w społeczeństwie?" rozmawiać będą przedsiębiorcy i ekonomiści na sopockim Europejskim Forum Nowych Idei pod koniec września, spotkaniu organizowanym przez PKPP Lewiatan.
Ostatnie dwa lata pokazały, że równocześnie zyskują na znaczeniu dwa przeciwstawne spojrzenia na udział państw w gospodarce. Ruchy Indignados i Occupy Wall Street (Oburzonych) odwołują się do państwa bezpieczeństwa socjalnego, a Tea Party – do fundamentów XIX-wiecznego kapitalizmu i liberalizmu. Należy więc zadać równocześnie pytania o model rozwoju i wpływu społeczeństw na rządowe decyzje i o skalę obywatelskiej kontroli w sferze polityki ekonomicznej.
Związki polityki i gospodarki okazały się silniejsze, niż powszechnie sądzono. Usankcjonowano model, w którym rządy zaczynają kontrolować na powrót przedsiębiorstwa, przynajmniej w jakiejś części.
Działania zaradcze, stosowane przez poszczególne rządy, mają coraz poważniejszy wpływ na biznes: – Do pojęć wolności wyboru i wolności prowadzenia działalności gospodarczej dodano dość populistyczną wolność do pracy, rozumianą jako obowiązek państwa, by wszystkim dać zatrudnienie – zwraca uwagę Andrzej Klesyk, prezes zarządu PZU. – Poszczególne rządy muszą znaleźć sposób, by wprowadzać mało popularne reformy.