Bitwa o Anglię – tak w skrócie można określić spór, jaki rozgorzał w Polsce jeszcze przed rozpoczęciem unijnego szczytu w sprawie budżetu na lata 2014–2020, a teraz tylko się nasili.
Premier Donald Tusk i jego współpracownicy przekonywali, że to głównie z winy premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona Polska może otrzymać mniej pieniędzy, niż oczekiwała. PiS odpowiadało, że Cameron jest sojusznikiem, który Polsce nie chce niczego zabrać.
Szczyt nie rozstrzygnął sporu. Cameron nie złożył publicznie deklaracji, jaką mieli otrzymać od niego wcześniej politycy PiS – że Londyn nie chce cięć kosztem Polski. Zarazem w Brukseli okazało się, że nie tylko premier Wielkiej Brytanii stoi na przeszkodzie korzystnego dla nas porozumienia. Postulaty daleko idących cięć zgłaszali również przywódcy Szwecji, Holandii, a nade wszystko kanclerz Niemiec Angela Merkel.
To wszystko sprawia, że polska bitwa o Anglię potrawa co najmniej do kolejnego szczytu. Opozycja domaga się od rządu poważnych rozmów z Londynem na temat budżetu. PiS chce, by Tusk potraktował Camerona jak dokładnie takiego samego partnera jak Merkel.
Rząd jednak pomysł z góry odrzuca. – Nie mamy wspólnych interesów. Tego tylko brakowało, żebyśmy przed europejską opinią publiczną stali się rzecznikami brytyjskiego rabatu – mówi „Rz" jeden z dyplomatów.