W najnowszych prognozach Komisja Europejska snuje dla polskich finansów czarne scenariusze – deficyt w tym roku utrzyma się na ubiegłorocznym poziomie (3,9 proc. PKB), a w przyszłym wzrośnie do 4,1 proc. W związku z tym dług będzie narastał aż do 58,9 proc. PKB w 2014 r. Taki poziom oznaczałby, że najprawdopodobniej przekroczylibyśmy limit dla długu liczonego wedle polskiej metodologii wynoszący 55 proc. PKB, co niesie srogie konsekwencje dla budżetu państwa.
Tymczasem prognozy przedstawione przez polski rząd tydzień temu – w aktualizacji programu konwergencji – są zgoła odmienne. Deficyt ma spaść w tym roku do 3,5 proc. PKB, a w przyszłym do 3,3 proc. PKB. Dług ma się zaś ustabilizować na poziomie ok. 55,7–55,8 proc. PKB.
Skąd te ogromne różnice? – Komisja Europejska ewidentnie, o czym pisze wprost w raporcie, przyjmuje do swoich założeń tzw. scenariusz no-policy-change – wyjaśnia Ludwik Kotecki, główny ekonomista Ministerstwa Finansów. Nasz program konwergencji – a także te przedstawione przez inne państwa – w ogóle nie zostały przez Brukselę wzięte pod uwagę.
Tymczasem rząd przygotował kilka rozwiązań, które mają uchronić polskie finanse przed wzrostem deficytu i długu. Są to: utrzymanie podwyższonych stawek podatku VAT od 2014 r. (a to 0,3 proc. PKB mniej deficytu), wprowadzenie zasady, by tzw. wydatki elastyczne budżetu rosły tylko o inflację, a nie jak dotychczas o 1 proc. ponad inflację (0,2 proc. PKB), zamrożenie na kolejne lata progów i kwot wolnych od podatku PIT, poszerzenie zasady odwróconego obciążenia w VAT czy dodatkowe dochody niepodatkowe (np. z wyższych wpływów z dywidend w 2013 r.).
Te wyjaśnienia nie tłumaczą jednak różnic w poglądach Brukseli i Warszawy na rozwój gospodarczy. Komisja uważa, że w 2013 r. nasz PKB wzrośnie o 1,1 proc., w 2014 – o 2,2 proc. (przy inflacji poniżej 1,7 proc. w obu latach), a głównym motorem tego wzrostu będzie eksport. Tymczasem polski rząd prognozuje 1,5 proc. w tym roku i 2,5 proc. wzrostu PKB w przyszłym, co mamy uzyskać przede wszystkim dzięki wzrostowi popytu konsumpcyjnego (przy wyższej inflacji).