Asumpt do spekulacji dał w tym tygodniu sam prezydent Barack Obama, który porównując Bernake do osoby odchodzącego dyrektora FBI Roberta Muellera powiedział, że szef Fed "pozostaje już na stanowisku dużo dłużej niż sam chciał".
Prezydent w wywiadzie udzielonym Charliemu Rose Obama nazwał szefa Fed "świetnym partnerem, który pomógł nam ożywić gospodarkę w dużo lepszym stopniu niż nasi europejscy partnerzy, ratując nas przed kryzysem gospodarczym w epickim wymiarze". Także szef Fed, który rzadko wypowiada się na tematy osobisty wspomniał niedawno, że nie jest jedyną osobą, która posiada kwalifikacje do wygaszania programów stymulacyjnych. Nic więc dziwnego, że dwie trzecie ekonomistów ankietowanych przez dziennik "USAToday" uważa odejście szefa Fed za sprawę przesądzoną.
Kadencja Bernake kończy się w styczniu przyszłego roku, a do kompetencji prezydenta należy wyznaczenie jego następcy. Jego kandydaturę musi jeszcze zatwierdzić Kongres.
59-letni dziś Bernanke objął stanowisko w czerwcu 2005 roku zastępując legendarnego prezesa Fed Alana Greenspana. Nominację otrzymał jeszcze od prezydenta George'a W. Busha, ale Barack Obama nie miał żadnych zastrzeżeń wobec jego nominacji na kolejną kadencję. Jest związany z prestiżowym uniwersytetem w Princeton. Uważany jest za głównego architekta pakietów stymulacyjnych i mechanizmu rozluźniania polityki monetarnej. Od 2008 roku Fed pod przewodnictwem Bernanke wykupił obligacje wartości 2,5 biliona dolarów, pompując pieniądze w gospodarkę USA.
Wśród kandydatów do przejęcia schedy po Bernanke wymienia się przede wszystkim przede wszystkim dwoje obecnych wiceprezesów Fed Janet Yellen oraz Donalda Kohna. Innym faworytem na waszyngtońskiej giełdzie jest Lawrence Summers, były sekretarz skarbu w administracji Billa Clintona i doradca Baracka Obamy w czasie jego pierwszej kadencji.