W grudniu ceny domów w Estonii podskoczyły o 20 proc. wobec tego samego miesiąca rok wcześniej, wskazują dane tamtejszych brokerów nieruchomości Ober-Hausi Kinnisvara i Pindi Kinnisvara. W tym roku ceny w Tallinie, stolicy tego kraju, mogą osiągnąć przedkryzysowy poziom, ostrzega Peep Sooman, szef stowarzyszenia firm operujących na rynku nieruchomości. Uważa on, że byłoby lepiej gdyby ceny mieszkań rosły w tempie inflacji, albo nawet dwa razy szybciej, a nie w obecnym tempie.
Wprawdzie obecnie nordyckie banki są mniej zaangażowane na rynku kredytów hipotecznych w regionie bałtyckim niż kilka lat temu, ale są wrażliwe na duże spadki cen i ekonomiczne tego skutki. Szwedzkie Swedbank, SEB i Nordea są największymi kredytodawcami w Estonii, a tuż za nimi plasuje się duński Danske Bank. Nordyckie banki znajdują się tez w czołówce instytucji finansowych na Łotwie i na Litwie.
Ceny mieszkań w Estonii, których udział w transakcjach na rynku nieruchomości w ubiegłym roku wynosił 81 proc. w trzecim kwartale 2013 r. wzrosły o 12,7 proc., natomiast domy jednorodzinne podrożały o 6,8 proc.
Powody obecnej zwyżki cen są inne niż przed ostatnim załamaniem, zwraca uwagę Tonu Mertsina, ekonomista Swedbanku. Przekonuje, że teraz cen nie pompuje duży napływ pieniędzy jak poprzednio. W ubiegłym roku tylko 54 proc. transakcji na rynku nieruchomości było finansowanych kredytem bankowym wobec 99 proc. w 2007 r. i banki zaostrzyły kryteria udzielania kredytów.
Według Ober-Haus rynek nieruchomości jest napędzany przez niskie stopy procentowe zniechęcające Estończyków do trzymania pieniędzy na kontach bankowych, lepsze nastroje konsumentów i rosnące dochody.