Zaskakująco dobry koniec roku

Tempo wzrostu polskiego PKB w ostatnim kwartale minionego roku sięgnęło niemal 3 proc. – szacują ekonomiści. To najlepszy wynik od dwóch lat.

Publikacja: 31.01.2014 04:00

Zaskakująco dobry koniec roku

Foto: Bloomberg

Główny Urząd Statystyczny potwierdził, że ubiegły rok był trudny dla polskiej gospodarki. Zgodnie z wstępnym szacunkiem PKB zwiększył się w całym roku o 1,6 proc. po wzroście o 1,9 proc. w 2012 r. To najgorszy wynik od 2009 r.

Powodem słabej kondycji gospodarki była zapaść popytu krajowego, który w 2013 r. kurczył się szybciej niż rok wcześniej. Spadła, choć mniej niż przed rokiem, wartość inwestycji, a konsumpcja prywatna wzrosła tylko o 0,8 proc. po wzroście o 1,2 proc. w 2012 r.

Choć wyraźnie słabsza niż rok wcześniej, dynamika PKB w 2013 r. była jednak większa, niż spodziewali się ekonomiści. To efekt dużego przyspieszenia gospodarki w ostatnich miesiącach roku. Dane za IV kwartał poznamy dopiero w połowie lutego, ale analitycy szacują, że gospodarka rosła wówczas w tempie bliskim 3 proc. To spory skok w porównaniu z III kw., kiedy PKB urósł o 1,9 proc. – Cząstkowe dane wskazują, że IV kwartał był wyraźnie lepszy niż pozostałe. Widać to w popycie krajowym, w tym w konsumpcji gospodarstw domowych – potwierdza wiceprezes GUS Halina Dmochowska.

Wzrost napędzają eksporterzy

Ale struktura wzrostu, choć coraz bardziej korzystna, wciąż nie daje podstaw do nadmiernego optymizmu. – Można wnioskować, że dynamika konsumpcji prywatnej przekroczyła 2 proc., jednak drugi najważniejszy komponent popytu wewnętrznego, a więc inwestycje, wzrósł nieznacznie, o blisko 1 proc. W dużej mierze właśnie dzięki temu dużą część wzrostu w IV kwartale 2013 r. znów wypracował handel zagraniczny – mówi Paweł Radwański, ekonomista Raiffeisen Polbank.

To, że gospodarkę „ciągnęli" eksporterzy, potwierdzają dane GUS. – Największą pozytywną rolę we wzroście gospodarczym w ubiegłym roku odegrały przemysł i transport, co należy wiązać z mocnym eksportem – zauważa Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Konfederacji Lewiatan.

Analitycy liczą na to, że w kolejnych kwartałach obok firm eksportujących gospodarkę silniej będą wspierać kupujący. – Konsumpcji sprzyjają rosnące płace, mocniejszy rynek pracy, wyraźna poprawa optymizmu konsumentów oraz wyraźny spadek obciążenia kosztami obsługi kredytów – dodaje Ernest Pytlaczyk, główny ekonomista mBanku.

Wyraźne polepszenie kondycji gospodarki w końcówce roku daje nadzieję na to, że w kolejnych kwartałach wzrost PKB ustabilizuje się w okolicy 3 proc. Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole, po czwartkowych danych podwyższył prognozę wzrostu PKB w I kwartale tego roku do 2,9 proc. z 2,7 proc. – Polska gospodarka jest w fazie wyraźnego ożywienia. Oczekujemy dalszego przyspieszenia konsumpcji prywatnej i postępującego ożywienia w inwestycjach – mówi.

Minister finansów liczy na więcej

Optymizm studzi Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC. Jego zdaniem tempo, w jakim rozwija się teraz polska gospodarka, wygląda dobrze na tle unijnej średniej, ale wciąż stać nas na więcej. – Trzeba wziąć pod uwagę, że Polska należy do tych krajów, od których oczekujemy tempa wzrostu ok. 3,5–4,5 proc. – mówi.

Podobnego zdania jest minister finansów Mateusz Szczurek. – Jest to bardzo miła niespodzianka – komentuje czwartkowe dane GUS. Przyznaje jednak, że liczy na lepszy wynik. – Nie jest to ciągle wzrost, który mógłby satysfakcjonować czy to nas, czy polską gospodarkę – dodał. Zapewnił przy tym, że rząd nie wykorzysta pieniędzy zabranych z OFE na zwiększenie wydatków i nakręcanie koniunktury.

W tegorocznym budżecie założono, że PKB wzrośnie o 2,5 proc., choć minister finansów wspomniał niedawno, że może to być nawet blisko 3 proc. Coraz bliższe takim szacunkom są też rynkowe prognozy. Choć nie brakuje jeszcze większych optymistów. – Niewykluczone, że w całym roku dynamika PKB sięgnie nawet 3,5 proc., jeśli utrzymają się pozytywne tendencje w niemieckiej gospodarce i całej strefie euro – mówi Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego.

Złoty pod presją

Dobre wieści z polskiej gospodarki nie wsparły kursu złotego, który od kilku dni się osłabia. W czwartek za euro płacono na rynku 4,23 zł, a za dolara 3,11 zł.

Na wartości traciły też nasze obligacje: w przypadku 10-letnich rentowność przekroczyła 4,7 proc. – Nerwowe zachowania inwestorów są odbiciem minikryzysu z ogniskami zapalnymi w kilku krajach wschodzących. To przyćmiewa pozytywną wymowę danych z polskiej gospodarki – mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING.

Fed i chińskie spowolnienie uderzają w waluty

Większość światowych giełd umiarkowanie traciła wczoraj na starcie po tym, jak Komitet Otwartego Rynku amerykańskiej Rezerwy Federalnej zdecydował w środę wieczorem o zmniejszeniu comiesięcznego skupu obligacji (program QE3) o 10 mld doll., do 65 mld dol. Ostatecznie znaczna część indeksów wyszła jednak na plus. Decyzja nie pomogła znajdującym się pod presją walutom rynków wschodzących. W Warszawie za euro wczoraj płacono już 4,23 zł, czyli 0,2 proc. więcej niż w środę. Dolar kosztował aż 3,12 zł, co oznaczało wzrost o 1 proc. Tyle samo wobec dolara traciła też turecka lira. Południowoafrykański rand osłabił się wobec amerykańskiej waluty do najniższego poziomu od 2001 r. Notowaniom tych walut nie pomogły znaczące podwyżki stóp procentowych dokonywane w ostatnich dniach przez banki centralne Turcji i RPA. – Środki podjęte przez te banki centralne nie eliminują fundamentalnych słabości, takich jak wysokie deficyty na rachunku obrotów bieżących i polityczna niestabilność. Gdy Fed będzie kontynuował ograniczanie programu QE3, a płynność na świecie będzie spadała, rynki wschodzące, mające problemy strukturalne, nadal będą pod presją – ocenia Yuki Sakasai, strateg z banku Barclays. Pod presją znalazły się również waluty państw naszego regionu. Rubel osłabił się w czwartek po południu wobec koszyka składającego się z dolara i euro do rekordowo niskiego poziomu. Za 1 dolara płacono nawet 35,41 rubla. Mocno stracił też węgierski forint. W środę po południu płacono za 1 euro nawet 312,3 forinty, najwięcej od dwóch lat. W ciągu dwóch dni stracił on ok. 2,5 proc. wobec wspólnej waluty, a od początku roku osłabił się już o prawie 5 proc. Analitycy wskazują, że osłabienie forinta może zakończyć cykl cięć stóp procentowych nad Balatonem, który trwa już około półtora roku. Nawet czeska korona, która wśród walut krajów naszego regionu zachowywała się w styczniu stosunkowo stabilnie, wczoraj straciła zarówno do dolara (prawie 1 procent), jak i do euro (ponad 0,2 procent). – Biorąc pod uwagę to, że Fed najprawdopodobniej będzie kontynuował zacieśnianie polityki pieniężnej, rynki wschodzące nadal będą pod presją w krótkim terminie – prognozuje Matthew Sherwood, analityk z firmy Perpetual Ltd.

Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli