Liczba rozwodów w USA załamała się w czasie recesji, która trwała przez 18 miesięcy, do połowy 2009 r. Od 2010 r. znów jednak liczba ta systematycznie rośnie. W 2012 r. – to najnowsze dane - rozwiodło się około 2,4 mln Amerykanów.
- Gdy normalizuje się sytuacja w gospodarce, to samo dziele się z dynamiką rodzin. Rośnie zarówno stopa urodzeń, jak i rozwodów. W najbliższych kilku latach te wskaźniki mogą zwyżkować szybko, bo decyzje zmieniające życie będą podejmowały te gospodarstwa domowe, które je odkładały – wskazuje Mark Zandi, główny ekonomista firmy Moody's Analytics.
Dodatnia korelacja między tempem wzrostu gospodarczego a liczbą rozwodów może zaskakiwać, bo kłopoty finansowe – nasilające się w czasie dekoniunktury - uchodzą za jedną z przyczyn rozpadu rodzin.
Z drugiej strony jednak, nieszczęśliwym małżeństwom brakuje wówczas pieniędzy na sprawy rozwodowe. Mają też świadomość, że po rozstaniu trudniej będzie się im utrzymać. Według szacunków Philipa N. Cohena, socjologa z Uniwersytetu w Maryland, to właśnie te mechanizmy sprawiły, że w latach 2009-2011 liczba rozwodów była o około 150 tys. mniejsza, niż gdyby do recesji w USA nie doszło.
Według danych Cohena, w 2008 r. w USA rozwodziło się średnio 20,9 na 1000 zamężnych kobiet, a rok później już tylko 19,8. Część badaczy sugerowała, że recesja wzmocniła więzi rodzinne. Okazało się jednak, że małżeństwa tylko odkładały decyzje rozwodowe, tak jak w czasie Wielkiego Kryzysu z przełomu lat 20. i 30. Gdy kryzys dobiegł końca, odsetek rozwodów znów zaczął rosnąć.