Chińskie indeksy giełdowe lekko traciły we wtorek po publikacji dosyć kiepskich statystyk potwierdzających, że druga pod względem wielkości gospodarka świata słabnie. Produkcja przemysłowa wzrosła w kwietniu o 8,7 proc. (licząc rok do roku), podczas gdy spodziewano się wzrostu o 8,9 proc. Sprzedaż detaliczna zwiększyła się o 11,9 proc., a prognozy mówiły o 12,2 proc. Inwestycje w aktywa trwałe wzrosły przez pierwsze trzy miesiące roku o 17,3 proc., czyli najwolniej od 2001 r. Na domiar złego sprzedaż domów zmniejszyła się w kwietniu o 18 proc. (rok do roku), co podsyca obawy przed kryzysem na chińskim rynku nieruchomości.
Dane sugerują, że Chiny mogą mieć problemy z osiągnięciem wyznaczonego na ten rok tempa wzrostu gospodarczego, wynoszącego 7,5 proc. Średnia prognoz analityków zebranych przez agencję Bloomberg mówi, że wzrost PKB Chin wyniesie w 2014 r. 7,3 proc. i będzie najwolniejszy od 24 lat. Prezydent Xi Jinping stwierdził w zeszłym tygodniu, że jego kraj musi się przyzwyczaić do „nowych realiów" mniejszego wzrostu gospodarczego. Jednak aby nie zwolnił on za bardzo, rząd wprowadził nowe ulgi podatkowe i zwiększył wydatki na infrastrukturę oraz budownictwo. Na razie działania te przyniosły niewielkie efekty.
– Jeśli rząd chce utrzymać tegoroczny wzrost na poziomie wynoszącym co najmniej 7,5 proc., następnym krokiem może być znaczące luzowanie polityki pieniężnej. Spodziewam się, że do końca czerwca bank centralny zmniejszy bankom rezerwy obowiązkowe – prognozuje Xu Gao, główny ekonomista pekińskiej firmy Everbright Securities.
Tymczasem indeks ZEW mierzący nastroje gospodarcze w Niemczech spadł z 43,2 pkt w kwietniu do 33,1 pkt w maju, czyli najniższego poziomu od stycznia 2013 r. To już jego piąta zniżka z rzędu, a do tego większa, niż się spodziewano. – Indeks oczekiwań ekonomicznych ZEW może wskazywać na punkty zwrotne, jeśli chodzi o wzrost PKB. Powinniśmy się więc spodziewać niższego wzrostu w nadchodzących kwartałach – uważa Andreas Scheuerle, ekonomista z frankfurckiego Dekabanku.
Odczyt indeksu ZEW osłabił euro wobec dolara. Słabł również złoty. We wtorek po południu za euro płacono nawet 4,185 zł, a za dolara 3,052 zł.