Kandydat na komisarza musi uzyskać akceptację Parlamentu Europejskiego, gdzie siły lewicy i prawicy są zbliżone. Nie można być więc kandydatem jednej frakcji. To może tłumaczyć, dlaczego w czwartkowym przesłuchaniu Elżbiety Bieńkowskiej w PE usłyszeliśmy wiele sloganów.
Wystąpienie zaczęła od stwierdzenia, że można pogodzić Europę liberalną z Europą socjalną. W późniejszej części dyskusji próbowała także przekonywać, że nie ma sprzeczności między odbudowywaniem przemysłu europejskiego a spełnianiem wyśrubowanych unijnych norm środowiskowych.
Na konkretne pytania Marka Gróbarczyka z PiS o jej zdanie na temat energii z węgla, pochodząca ze Śląska kandydatka uniknęła odpowiedzi, cedując tę odpowiedzialność na przywódców, którzy będą decydować o energii i klimacie na szczycie UE w tym miesiącu.
Będzie przegląd prawa
Bieńkowska dostała od Jean-Claude'a-Junckera, przewodniczącego elekta KE, poważne zadanie. Ma zajmować się rynkiem wewnętrznym, przemysłem, przedsiębiorczością oraz małymi i średnimi przedsiębiorstwami.
Żeby przekonać eurodeputowanych do swojej kandydatury, wielokrotnie podkreślała, że choć w prywatnym biznesie nigdy nie pracowała, zna problemy firm. Najpierw jako urzędniczka, a potem minister zajmująca się rozdzielaniem unijnych funduszy. Obiecała, że będzie znosić obciążenia biurokratyczne dla małych i średnich firm. – Zajmę się listą niepotrzebnych przepisów już w pierwszych miesiącach mojego urzędowania. W wyniku przeglądu zaproponujemy zniesienie tych, które nie są potrzebne – obiecała.