W Europie znów więcej protekcjonizmu

Politycy chcą, aby produkty, które mimo kryzysu odniosły sukces powstawały w macierzystych krajach, wspierając przy tym rodzime rynki pracy

Publikacja: 05.02.2010 03:09

Minister rozwoju gospodarczego Włoch Claudio Scajola (z prawej) próbuje nakłonić szefa Fiata Sergio

Minister rozwoju gospodarczego Włoch Claudio Scajola (z prawej) próbuje nakłonić szefa Fiata Sergio Marchionne do przeniesienia produkcji pandy z Tychów do Neapolu

Foto: AFP

Minister rozwoju gospodarczego Włoch, Claudio Scajola stara się wymusić na prezesie Grupy Fiata, Sergio Marchionne obietnicę, że nowy model najlepiej sprzedającego się auta koncernu, Pandy, będzie produkowany pod Neapolem, a nie w Tychach. Scajola ma spore szanse na sukces, ale nie jest mistrzem w tej konkurencji. Znacznie częściej próbuje podobnych akcji francuski prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, którego mianowano „prezesem protekcjonistów”. Robi to tak notorycznie, że znalazł się jest pod obserwacją unijnej komisarz ds. konkurencji, Neelie Kroes. W przypadku Scajoli pani Kroes jest pobłażliwa.

Mało zdecydowany jest również polski rząd, który zapowiadał, że zwróci się do prezesa Fiat Auto Poland, Enrico Pavoniego, z prośbą o wyjaśnienie sprawy przeprowadzki pandy. Fiat ze swej strony zapewnia tylko o bardzo dobrej współpracy z rządem.

[srodtytul] Wytargować jak najwięcej[/srodtytul]

W ostatni piątek podczas okrągłego stołu, w którym wzięli udział Scajola, Marchionne oraz włoscy związkowcy Fiat przedstawił siedem propozycji ożywienia włoskiej motoryzacji. Nie zostały one ujawnione, ale jak zapewnił przed spotkaniem minister Scajola: – Dla Pomigliano D’Arco (miasto, w którym jest fabryka Fiata) mamy pozytywną informację. Najlepiej sprzedające się auto Fiata, Panda nie będzie już produkowane zagranicą, ale właśnie w Pomigliano. To daje nam perspektywy rozwoju – mówił.

[wyimek]Eksperci są zgodni. Protekcjonizm, wojny handlowe są naturalnym następstwem recesji[/wyimek]

Marchionne nie potwierdził tego. Wyraźnie bierze rząd na przetrzymanie i jeśli sprzeda nową pandę do Włoch, chce za to wytargować jak najwięcej. Ma już prawie pewne dopłaty do aut z napędem gazowym, w których produkcji jest liderem. Ale to za mało. Tym bardziej że to również we Włoszech zamierza zainwestować w najbliższych trzech latach większość z deklarowanej kwoty 8 mld euro. I nie są to niskooprocentowane kredyty, jakimi szantażuje francuskich producentów prezydent Sarkozy, ale własne pieniądze koncernu.

Jeśli Marchionne ulegnie rządowym naciskom, można go próbować usprawiedliwiać. Nie byłby w stanie zbudować światowego koncernu – co nadal próbuje robić, inwestując w Indiach czy USA – jeśli nie „posprząta” we Włoszech, gdzie ma najwięcej pracowników. Panda, jeśli rzeczywiście dojdzie do tej decyzji, nie pojedzie też pod Neapol za darmo. – Nie wymagam od pracowników fabryki w Pomigliano D’Arco, żeby pracowali w soboty, ale chcę aby czas pracy był tam równie elastyczny jak w Polsce - mówił Marchionne w wywiadzie dla włoskiej sieci telewizyjnej RAI 1.

Marchionne umie liczyć. Małe auta produkowane są w dużych ilościach, ale marża zysku nie jest przy tym wysoka. To dlatego właśnie wyjeżdżają z fabryk, gdzie praca jest najtańsza. To dlatego w przeszłości zarząd Fiata podejmował decyzje o produkowaniu w Polsce kultowych modeli – właśnie Pandy, ale i „500”. Włosi byli wtedy zszokowani.

Teraz Włosi będą musieli nauczyć się polskiej wydajności i jakości. „Sprzątając” zamyka fabrykę na Sycylii i na dwa tygodnie lutego przerywa pracę we wszystkich włoskich fabrykach Fiata. Rząd był tak oburzony, a Scajola tak obrażony na Marchionne, że nie chciał z nim rozmawiać. Mediatorem stał się przewodniczący rady nadzorczej Fiata, Luca Cordero di Montezemolo. Ostatecznie w ostatni piątek Scajola z wymuszonym uśmiechem przywitał się z Marchionne, który ma dodatkowo ten atut, że przy dwumetrowym wzroście góruje nad wszystkimi rozmówcami.

Po rozmowach nikt nie był chętny do udzielania informacji. To znaczy, że negocjacje rzeczywiście trwają.

[srodtytul]Targi o clio[/srodtytul]

Odpowiednikiem Claudio Scajoli w rządzie francuskim jest Christian Estrosi, minister przemysłu. To jego prezydent Sarkozy wysłał na pierwszą linię ataku na prezesa Renaulta, Carlosa Ghosna, który clio 4 chce produkować w tureckiej Bursie, zaś zdaniem rządu model ten „należy się” francuskiej fabryce we Flins.

Ghosn jest w gorszej sytuacji niż Marchionne. Francuski rząd nadal ma 15,1 proc. udziałów w Renault, a rok temu zasilił kasę koncernu, podobnie jak i PSA Citroen/Peugeot trzema miliardami euro niskooprocentowanego kredytu. Warunkiem było utrzymanie zatrudnienia w kraju i rozwijanie produkcji aut ekologicznych, w przypadku Renault modelu elektrycznego – Zoe.

Okazuje się, że nie tylko. Był jeszcze jeden – że auta sprzedawane przez PSA i Renault w kraju nie powinny pochodzić z ich fabryk zagranicznych. – Nie zainwestowaliśmy tych pieniędzy wspierając naszych producentów aut, aby być świadkiem wywozu produkcji zagranicę – mówił prezydent Sarkozy w Zgromadzeniu Narodowych 13 stycznia. – Może podwyższymy udziały do 16, 17, być może nawet do 20 proc. – groził. – Renault musi zrozumieć, że nasze 15 proc. upoważnia rząd do zajęcia stanowiska. Podwyższenie udziałów do 20 proc, to wywarcie presji psychologicznej, by Renault zrozumiał, że państwo ma wpływ na strategię tej branży – tłumaczył Estrosi.

Wyraźnie się zapędził, bo natychmiast po nim sytuację próbował uspokoić minister ds. budżetu Francji, Eric Woerth. – Zrobimy to tylko wówczas, gdyby trzeba było pomóc firmie – mówił.

A minister gospodarki, Christine Lagarde dodała: – Po pierwsze mamy do tego prawo, aby jako udziałowiec otrzymywać informacje na temat planów firmy. Po drugie, mamy prawo zadawać pytania. I wreszcie po trzecie, mamy prawo do własnej opinii. I właśnie o to tutaj chodzi – powiedziała. Minister Estrosi posunął się ponoć do gróźb podwyższenia kapitału w Renault, by mieć większy wpływ na decyzje zarządu.

[srodtytul]Francuskie jo-jo[/srodtytul]

Cała awantura została zauważona w Brukseli. Neelie Kroes zwróciła się do francuskiego rządu o wyjaśnienie sytuacji. Estrosi pospieszył z zapewnieniem, że prawo unijne nie zostało naruszone. I równie szybko poinformował, że państwo nie zamierza zwiększać udziałów w Renault. Oficjalny list z wyjaśnieniami do Kroes napisała minister Lagarde.

„W lutym ubiegłego roku otrzymałam zapewnienie rządu francuskiego, że subsydiowane kredyty dla producentów samochodowych w żaden sposób nie ograniczają ich swobody w podejmowaniu decyzji” – napisała w ostatni piątek Kroes. I zapowiedziała, że będzie wyjaśniać, czy za tymi pieniędzmi nie kryją się jakieś ukryte warunki. Bruksela odezwała się ponownie, kiedy prezydent Francji swoje protekcjonistyczne credo powtórzył podczas inauguracyjnego przemówienia i ponownie mówił o Renault.

Nie wiadomo więc do końca, czy clio 4 które ma znaleźć się na rynku w 2013 roku, będzie ostatecznie produkowane w tureckiej Bursie, czy jak tego chciał prezydent, auta sprzedawane we Francji będą pochodziły z fabryki we Flins. Rządowi udało się tylko załatwić, że zakończona będzie produkcja tego modelu w Hiszpanii i Słowenii.

Neelie Kroes już raz publicznie skrytykowała prezydenta Francji, kiedy rok temu piętnował PSA Peugeot Citroen za to, że produkowane w Czechach i Słowacji auta sprzedaje we Francji. Tyle że PSA jest nadal firmą rodzinną i państwo nie może zagrozić zwiększeniem swoich udziałów. Ale ówczesny minister przemysłu, Luc Chatel, nie ukrywał, że warta 6 mld euro pomoc państwa dla dwóch koncernów, do której rząd dorzucił jeszcze 600 mln euro na program dopłat za złomowanie starych pojazdów, jest ściśle związana z „repatriacją” miejsc pracy. Moment ogłoszenia tej akcji nie mógł być gorszy. To Czechy objęły przewodnictwo w UE na początku 2009 roku, a premier Mirek Topolanek zawiózł całą sprawę do Brukseli. Zwołał nawet szczyt poświęcony protekcjonizmowi i cała sprawa na jakiś czas ucichła. Teraz odbiła jak jo-jo.

[srodtytul]Darmowy marketing[/srodtytul]

Były wicepremier Słowacji, Ivan Miklosz, który wymyślił reformę słowackiej gospodarki, do dziś wspomina z rozbawieniem jak Nicolas Sarkozy, wówczas jeszcze minister finansów Francji, zrobił mu na świecie darmową reklamę.

W końcu kwietnia 2004 roku w Warszawie odbywało się Światowe Forum Ekonomiczne. Nowa „dziesiątka”, w tym Polska Czechy i Węgry oraz kraje bałtyckie, wstępowały do Unii Europejskiej, a Sarkozy publicznie oskarżył Słowaków o dumping podatkowy – wprowadzenie jednolitej stawki 19 proc. na wszystko – PIT, CIT i VAT. I o kradzież miejsc pracy w „starej” Unii. Miklosz mówił wtedy: – Nie wiem, ile pieniędzy musiałbym wydać na marketing i ilu urzędników wysłać zagranicę, by świat dowiedział się o naszych reformach. A tak dzięki prezydentowi Francji biznes wali do nas drzwiami i oknami. Będę musiał osobiście podziękować Nicolasowi Sarkozy’emu – mówił Miklosz „Rz”. Nie wiadomo, czy to zrobił, ale rzeczywiście Słowacja z kraju zapóźnionego, pozostawionego po podziale Czechosłowacji z trudnym do restrukturyzacji przemysłem ciężkim, stała się w naszym regionie ulubieńcem inwestorów.

Ekonomiści nie mają wątpliwości. Protekcjonizm, wojny handlowe są naturalnym następstwem recesji. Kiedy rządy pompują miliardy dolarów w ożywienie gospodarki, myślą przede wszystkim o gospodarce własnego kraju. I pilnie dbają, żeby ani cent nie przepłynął zagranicę, nawet gdyby to było w interesie ich gospodarki. Naciskom poddają się także i ci szefowie rządów, którzy otwarcie krytykują protekcjonizm.

Brytyjski premier Gordon Brown rok temu ostrzegał przed krajami, które troszczą się o miejsca pracy u siebie kosztem innych krajów. Ale sam stanął przed żądaniami związkowców, aby miejsca pracy na Wyspach były oferowane przede wszystkim Brytyjczykom. Nie ugiął się, ale także z tego powodu bardzo stracił na popularności i Partia Pracy liczy się z przegraną w nadchodzących wyborach. Bo w gruncie rzeczy w protekcjonizmie wcale nie chodzi ani o miejsca pracy, ani o pieniądze, tylko o wygraną w wyborach.

Minister rozwoju gospodarczego Włoch, Claudio Scajola stara się wymusić na prezesie Grupy Fiata, Sergio Marchionne obietnicę, że nowy model najlepiej sprzedającego się auta koncernu, Pandy, będzie produkowany pod Neapolem, a nie w Tychach. Scajola ma spore szanse na sukces, ale nie jest mistrzem w tej konkurencji. Znacznie częściej próbuje podobnych akcji francuski prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, którego mianowano „prezesem protekcjonistów”. Robi to tak notorycznie, że znalazł się jest pod obserwacją unijnej komisarz ds. konkurencji, Neelie Kroes. W przypadku Scajoli pani Kroes jest pobłażliwa.

Pozostało 94% artykułu
Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli