Zaledwie w ciągu kilku dni po wyborach parlamentarnych atrakcyjność Polski w oczach zagranicznych inwestorów gwałtownie wzrosła. Na rynku widać było zwiększony popyt na polskie obligacje. — Wystarczy, że w rządzie nie ma już partii populistycznych. Polityka stała się bardziej przewidywalna — mówi główny ekonomista PKO BP Łukasz Tarnawa. Jeszcze dwa dni przed wyborami euro kosztowało 3,71 zł, a w ostatnią środę już tylko 3,63 zł. Wprawdzie w piątek nastąpiło nieznaczne osłabienie złotego, ale na rynku walutowym często występują takie korekty. Polskiej walucie pomagają obniżki stóp procentowych w USA, ale zmiana układu politycznego odgrywa ogromną rolę.
Ekonomiści rewidują z tego powodu swoje prognozy kursu złotego. Deutsche Bank przewiduje, że za rok euro będzie kosztowało tylko 3,4 zł. Poprzednia prognoza była o 10 gr wyższa. PKO BP i Raiffeisen Bank również podniosą przewidywania kursu o 10 gr, tyle że do poziomu 3,5 zł za euro. Bardziej ostrożny jest BPH. – Nie chcę opierać swoich prognoz na zasadzie, co by było gdyby – mówi główny ekonomista banku Ryszard Petru. Ale dodaje: – Jeżeli PO zacznie przeprowadzać reformy i określi strategię wejścia do strefy euro, to w bardzo znacznym stopniu może to umocnić polską walutę.
Wprawdzie kurs walutowy jest jednym z najtrudniejszych do przewidzenia czynników w gospodarce, a wśród ekonomistów nie ma zgody, czy rosnący deficyt na rachunku bieżącym (w przyszłym roku może przekroczyć 5 proc. PKB) nie zatrzyma aprecjacji złotego, ale są co najmniej trzy przyczyny, dla których inwestorzy mogą zignorować ten deficyt i masowo kupować polską walutę: wspomniane określenie daty wejścia do strefy euro, reforma finansów publicznych oraz prywatyzacja.
– Przyjęcie jasnej strategii dotyczącej wejścia do strefy euro sprawi, że zacznie się gra na konwergencję – mówi Petru. Co owa gra oznacza? Opiera się na różnicy w stopach procentowych. W Polsce są one znacznie wyższe niż w strefie euro, ale w momencie przyjęcia wspólnej waluty będą musiały być na równym poziomie. Dlatego inwestorzy coraz chętniej będą kupowali polskie obligacje o zapadalności w terminie, w którym Polska będzie prawdopodobnie w strefie euro. Papiery te mają dość wysoką rentowność, a zatem za kilka lat, kiedy na rynku oprocentowanie będzie już niższe, ich atrakcyjność będzie bardzo wysoka i będzie można je sprzedać po wyższej cenie.
Polski pieniądz może wspierać również reforma finansów publicznych. – Jeżeli deficyt budżetowy będzie niższy, państwo będzie emitowało mniej obligacji – mówi ekonomista Citibanku Handlowego Piotr Kalisz. A wiadomo, że mniejsza podaż przy zwiększonym popycie oznacza wzrost cen. Inwestorzy będą gotowi płacić więcej za rządowe papiery.