– Widać, że wzrost wynagrodzeń jest generowany w tych branżach, gdzie jest największy popyt na pracę – mówi ekonomista Banku BGŻ Mateusz Mokrogulski. Dokładne dane za listopad nie są znane, ale w ciągu miesiąca zapewne niewiele się zmieniło. A w październiku najszybciej rosły płace w budownictwie – niemal o 20 proc. w skali roku – oraz w handlu i naprawach – niemal o 17 proc.
Przedsiębiorstwa usługowe znacznie wolniej zwiększają wydajność pracy niż produkcyjne. W tym sektorze mniejsze znaczenie ma bowiem technologia. Jednocześnie presja płacowa jest w usługach podobna jak w produkcji. A zatem jednostkowe koszty pracy rosną szybciej. Dodatkowym problemem jest odpływ pracowników na Zachód. Polscy budowlańcy cieszą się szczególnie dużym powodzeniem, np. w Wielkiej Brytanii, gdyż są wszechstronni. Również wiele osób pracujących w handlu i naprawach wyjechało w ostatnich latach szukać lepiej płatnej pracy za granicą.
Usługodawcy łatwo jednak mogą przerzucać wyższe koszty na konsumentów poprzez podnoszenie cen. Nie są bowiem narażeni na konkurencję z zagranicy. Sklep, warsztat czy firma budowlana nie muszą się obawiać importu usług.
Trochę inaczej wygląda sytuacja w przemyśle. Tam płace rosną nieco wolniej. W całym przetwórstwie przemysłowym wzrost wynagrodzeń w październiku wyniósł 10,7 proc. rok do roku, najwięcej w branży metalowej – 15 proc., i branży samochodowej – 12 proc. Firmy z tego sektora nie mogą jednak podnosić cen. Są bowiem narażone na konkurencję towarów importowanych. Wiele z nich eksportuje też swoje produkty i musi dostosowywać się do wymagań zagranicznych odbiorców.