Firmy i inwestorzy, którzy chcieliby podejmować decyzje dotyczące zakupu lub sprzedaży walut na podstawie przewidywań członków rządu, mogą mieć w głowie lekkie zamieszanie. W ciągu ostatnich dni przedstawiciele najważniejszych resortów gospodarczych wyrazili dwie odmienne opinie na temat przyszłości polskiej waluty.

Który z nich ma rację? Reakcje rynku wskazują, że wiceminister finansów. Złoty zareagował na jej wypowiedź i umocnił się do poziomu 3,59 zł za euro. Na słowa Pawlaka nie było żadnej reakcji. Ostatnia ankieta Reutersa wskazuje zaś, że średnia oczekiwań ekonomistów co do kursu euro wobec złotego na koniec 2008 r. wynosi 3,5 zł.

Ale to niejedyne pytanie pojawiające się w kontekście tych wypowiedzi. Ekonomiści mają wątpliwości, czy przedstawiciele rządu w ogóle powinni publicznie mówić o kursach walut. – W rozwiniętych gospodarkach członkowie władz rzadko wypowiadają się na ten temat – przyznaje główny ekonomista Invest Banku Jakub Borowski. Ich wypowiedzi mogą mieć bowiem wpływ na kurs, który powinien być raczej kształtowany przez siły rynkowe. – Premier Donald Tusk stwierdził, że kursu nie komentuje i to jest chyba najwłaściwsze podejście – dodaje główny ekonomista BPH Ryszard Petru. Są jednak politycy na Zachodzie, którzy chętnie i często mówią o walutach. Pierwszym z nich jest prezydent Francji Nicolas Sarkozy, który wielokrotnie powtarzał, że euro jest zbyt mocne, co szkodzi europejskiej gospodarce. Sugerował, że Europejski Bank Centralny powinien obniżyć stopy procentowe. – Takie wypowiedzi są raczej skierowane w stronę wyborców. I wydaje mi się, że podobny cel miała wypowiedź wicepremiera Pawlaka – mówi analityk First International Traders Marek Rogalski.

Istnieją jednak pewne różnice między Polską a Francją. – Nie pochwalam wypowiedzi Sarkozy’ego, ale oprócz fundamentów europejskiej gospodarki na umocnienie euro ma też wpływ paniczna wyprzedaż dolara. Może to zaszkodzić gospodarce strefy euro. W przypadku złotego jego kurs odzwierciedla dobrą sytuację polskiej gospodarki i fakt, że wydajność w Polsce rośnie szybciej niż na Zachodzie – tłumaczy Ryszard Petru.

isb