Irlandia przestaje być rajem dla pracowników. Bezrobocie w tym kraju gwałtownie rośnie – w czerwcu sięgnęło 5,7 proc., podczas gdy jeszcze na początku roku wynosiło 4,7 proc. I będzie dalej rosło, ponieważ prognozy dla irlandzkiej gospodarki nie są najlepsze.
Rząd przewiduje, że wzrost gospodarczy nie przekroczy w 2008 r. 0,5 proc. (po 5,6 proc. w 2007 r.), ale niezależny i wpływowy Instytut Badań Społeczno-Ekonomicznych (ESRI) w Dublinie szacuje, że może dojść nawet do spadku PKB o 0,4 proc.
W dzisiejszym wywiadzie dla „Rz” John D. Fitzgerald, znany irlandzki ekonomista, tłumaczy, że można było zapobiec takiemu scenariuszowi. Jego zdaniem po wprowadzeniu euro w Irlandii rząd powinien był bardziej zdecydowanie wykorzystywać politykę fiskalną do łagodzenia boomu budowlanego. Przyznaje on, że wprowadzenie europejskiej waluty miało zdecydowanie pozytywne skutki dla gospodarki, ale można było zapobiec jej przegrzaniu. I przestrzega, że wchodząc do strefy euro, Polska powinna pamiętać o irlandzkim przypadku (zresztą taka sytuacja wystąpiła również w Hiszpanii).
Recesję w tym kraju spowodował gwałtowny spadek cen nieruchomości. Od wielu lat na tym rynku narastała bańka cenowa, wywołana m.in. bardzo niskimi stopami procentowymi po przyjęciu wspólnej waluty w 1999 r. W końcu doszło do jej pęknięcia, m.in. pod wpływem zaostrzających się warunków kredytowych. Doprowadziło to do spadku inwestycji budowlanych w pierwszym kwartale aż o 18 proc. Takiego ciężaru gospodarka nie mogła utrzymać.
Jest to nauczka dla Polski. Wielu ekonomistów w naszym kraju przypomina, że dla kraju rozwijającego się korzyść z euro, jaką jest spadek stóp procentowych, może się okazać bolesna. Łatwiejszy dostęp do kapitału może być dla gospodarki zbawienny, ale równocześnie może być źródłem pochopnych inwestycji. Dlatego rząd musi kontrolować, aby boom po przyjęciu euro nie przerodził się w upadek.