Ostatnie miesiące przyzwyczaiły Amerykanów do złych wieści o stanie gospodarki. – Z każdego dziennika telewizyjnego, z każdej gazety płynął zalew złowieszczych informacji. Jeszcze niedawno mniej to przerażało, ale zdążyłem się już przyzwyczaić – mówi Ron Wechsler, prywatny przedsiębiorca z podwaszyngtońskiego Falls Church. – Czasy są ciężkie, ale dramatu nie ma – dodaje.
Władze próbują ostrożnie utwierdzić opinię publiczną w przekonaniu, że przynajmniej nie powinno być już gorzej. Dwaj członkowie szefostwa Rezerwy Federalnej – Donald Kohn i William Dudley – stwierdzili, że działania rządu zaczynają przynosić efekty i „najgorsze jest prawdopodobnie za nami“. W podobnym tonie wypowiadał się były prezes Fedu, a obecnie doradca prezydenta Obamy Paul Volcker. Także Angel Gurria, sekretarz generalny OECD, powiedział w poniedziałek, że widać pierwsze efekty wprowadzonego w USA programu stymulującego gospodarkę, choć nie wykluczył, że mogą być potrzebne kolejne działania ze strony rządu. Dodatkowo w zeszłym tygodniu cztery wielkie banki (Goldman Sachs, Wells Fargo, JP Morgan Chase oraz Citigroup) ogłosiły nadspodziewanie dobre wyniki za pierwszy kwartał tego roku.
[srodtytul]Ostrożny optymizm[/srodtytul]
W tygodniu świątecznym o 8 proc. (do 610 tys.) zmniejszyła się liczba osób, które złożyły wniosek o przyznanie zasiłku dla bezrobotnych. Tempo spadku zaczęło wyraźnie hamować, ale nie można mówić o odbiciu w górę – mówią ekonomiści. W niektórych sektorach, na przykład w handlu detalicznym, obroty cały czas spadają. – Jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, by mówić o gospodarczym ożywieniu – przyznaje główny ekonomista banku Wachovia John Silvia.
Dlatego na razie mowa jest raczej o bliskim dotarciu do dna, a nie o odbiciu się od niego. Kiedy takie odbicie nastąpi, zależy w dużej mierze od nastawienia konsumentów i inwestorów. – Ostatnio nastroje wśród inwestorów nieco się poprawiły, dobrze wróży to na przyszłość – ocenia główny ekonomista serwisu Moody’s Economy i były doradca Johna McCaina Mark Zandi.