– Decyzji Komisji Europejskiej spodziewamy się najpóźniej do końca października. Z naszych roboczych spotkań wynika, że Bruksela przychyli się do naszego stanowiska. Nie popełniliśmy błędów przy ocenie efektu zachęty – mówi „Rz” Jarosław Pawłowski, wiceminister rozwoju regionalnego.
To bardzo ważna informacja dla dużych firm, które zdobyły unijną dotację z programu „Innowacyjna gospodarka” w tegorocznych konkursach. Każda duża firma walcząca o grant musi udowodnić, że bez dotacji nie zrealizowałaby inwestycji. Jeśli zadeklaruje, że nie jest w stanie ruszyć z projektem bez pomocy publicznej, musi się wstrzymać z pracami do wydania przez urzędników decyzji, że dostanie dotację (lub ma na nią szansę).
Sęk w tym, że polskie procedury przewidują, że przedsięwzięcie może ruszyć zaraz po złożeniu przez firmę wniosku, bez oczekiwania na ocenę. Jeśli Bruksela uznałaby, że zastosowane przez urzędników procedury oceny inwestycji dużych przedsiębiorstw naruszyły unijne przepisy, w najczarniejszym scenariuszu firmom groziłby zwrot dotacji.
– W tym momencie nie widzę zagrożenia dla jakiejkolwiek firmy. Nie widzę także powodów do zmiany naszych procedur w przyszłych konkursach. Choć ze 100-procentową pewnością będę mógł to stwierdzić, kiedy dostaniemy stanowisko z Brukseli na piśmie – tłumaczy Pawłowski.
Sprawa ciągnie się od kilku miesięcy. – Oczekiwanie na oficjalne stanowisko Komisji trwa tak długo, ponieważ problem wystąpił także w innych krajach UE. KE musi je zatem przygotować i przedstawić wszystkim krajom Wspólnoty – mówi Pawłowski.