Gdy okazuje się, że nadzór nie był w stanie zapobiec upadłości banku, do gry wkraczają instytucje, których zadaniem jest zagwarantowanie deponentom złożonych w bankrutującym banku pieniędzy, a także zadbanie o to, by w miarę możliwości straty związane z upadłością były jak najmniejsze.
Jak pokazują doświadczenia ostatniego kryzysu finansowego, ich znaczenia nie da się przecenić. Szybko też zdali sobie z tego sprawę politycy i właśnie zmieniając przepisy dotyczące np. gwarantowania depozytów, wprowadzali rozwiązania, które miały stabilizować sytuację.
Uniknąć runu
W Europie pierwszym głośnym przykładem problemów – jeszcze zanim kryzys finansowy wybuchł na dobre – był brytyjski bank hipoteczny Northern Rock.
Gdy latem 2007 r. gwałtownie spadł popyt na papiery dłużne zabezpieczane kredytami hipotecznymi, bank wpadł w kłopoty płynnościowe. Próbował ratować się pożyczką w Banku Anglii, ale gdy to wyszło na jaw, spowodowało panikę wśród klientów. Chcieli oni jak najszybciej odzyskać wpłacone wcześniej pieniądze i w ten sposób tylko pogarszali sytuację Northern Rock. Ostatecznie na początku 2008 r. bank został znacjonalizowany.
Northern Rock stał się słynny jako pierwszy bank na Wyspach Brytyjskich od 150 lat, który został dotknięty skutkami paniki wśród klientów; przed oddziałami ustawiły się kolejki osób chcących podjąć pieniądze ze swoich rachunków. Dla decydentów stało się jasne, że deponenci to grupa, z którą należy się liczyć, bo w trudnym okresie jej zachowanie może pogorszyć sytuację finansową banków.