Kryzys zadłużeniowy w peryferyjnych krajach strefy euro szybko przekłada się na spowolnienie gospodarcze w Europie Środkowej i Wschodniej – wynika z najnowszych prognoz Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. To pierwsza tak znacząca międzynarodowa instytucja, która mocno zrewidowała swoje przewidywania na nadchodzący rok.
W naszym regionie nie ma ani jednego kraju, który ma szansę utrzymania tempa rozwoju z ubiegłego roku, a nawet z pierwszej połowy bieżącego roku.
Polski produkt krajowy brutto ma w 2012 r. zwiększyć się tylko o 2,2 proc. To o 1,3 pkt proc. mniej, niż bank przewidywał jeszcze w lipcu. – Nie ma mowy o powrocie do recesji, ale ten wzrost będzie znacznie wolniejszy, niż zakładaliśmy, i to nie tylko w Europie Środkowej i Wschodniej, ale również w całej UE – mówi „Rz" Alexander Lehmann, główny ekonomista EBOR. –Odradzałbym polskiemu rządowi upieranie się przy konstruowaniu budżetu na przyszły rok z założeniem, że PKB zwiększy się o 3 – 4 proc.
Jeszcze w lipcu EBOR był przekonany, że niekorzystny wpływ kryzysu finansów publicznych w strefie euro będzie mało odczuwalny w naszym regionie. Stało się inaczej. Skutki? Ekonomiści wskazują, że wolniejszy rozwój gospodarki zmniejszy dochody kas państw. –Dochody polskiego sektora finansów publicznych przy wzroście niższym o1,3 pkt proc. byłyby mniejsze o blisko 4 mld zł – wyjaśnia Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku. Wolniejsze tempo PKB może utrudnić obniżenie deficytu finansów publicznych w 2012 r. do2,9 proc. PKB, co zaplanował minister finansów.
Alexander Lehmann z EBOR uważa jednak, że Polska jest dobrze przygotowana na kolejne spowolnienie gospodarcze. Jego zdaniem w dobrej kondycji jest nasz sektor bankowy, a nadzór jest wzorowy. To dlatego właśnie „kryzysowa zaraza" dotknie Polski w znacznie mniejszym stopniu niż pozostałych krajów. Według banku najbardziej ucierpią Słowacja, Słowenia, a Rosja dzięki swoim surowcom odczuje kryzys znacznie słabiej.