Idea jest prosta. Narodowe banki centralne strefy euro działające pod parasolem Europejskiego Banku Centralnego zasilą pieniędzmi Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Tym sposobem dosyć okrężną drogą, bo przez Waszyngton, gdzie znajduje się siedziba MFW, pieniądze popłyną do zadłużonych gospodarek strefy euro. Jak informuje agencja Bloomberg, powołując się na wypowiedź dwóch osób zaznajomionych z sprawą, planuje się wykonanie takiego manewru w celu uzyskania dodatkowych 200 mld euro. Dodatkowe pieniądze najprawdopodobniej zostaną przeznaczone na pomoc dla gospodarek Włoch i Hiszpanii. Oba te kraje są najbliższe pójściu śladem Grecji, Irlandii i Portugalii, które prośby o międzynarodowe wsparcie mają już za sobą.

Bloomberg informuje, że plan zyskał już aprobatę liderów strefy. Na ostatnim spotkaniu ministrów finansów eurogrupy, które odbyło się 29 listopada, szef EBC Mario Draghi miał dostać zielone światło na opracowanie sposobu wdrożenia nowej koncepcji.

- Liczymy na maksimum wsparcia ze strony MFW oraz banków centralnych - stwierdził dzień później Didier Reynders, ministrów finansów Belgii.

Przywódcy strefy euro mają coraz mniejsze pole do manewru w zakresie ratowania własnych gospodarek. Postanowienia ostatniego szczytu eurogrupy, który odbył się pod koniec października, straciły na ważności. Plan wzmocnienia mocy Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej do 1 bln euro nie wypalił. Kraje spoza strefy, które miały go wzmocnić nie podeszły do tego pomysłu zbyt entuzjastycznie. Podobnie pomysł lewarowania, który nie przetrwał w konfrontacji z rynkiem. Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna doprowadziła do sytuacji, że nie możliwe stało się zwiększenie zasobów EFSF do planowanej kwoty. Dzisiaj mało kto jeszcze pamięta, że fundusz jeszcze istnieje. EFSF utracił zaufanie inwestorów oraz ostatnie resztki wiary, jaką pokładali w nim ci, którzy uważali, że zdoła wyciągnąć euro z problemów.