Europejskie banki mają obecnie w portfelach kredyty, które nie są kluczowe dla ich biznesu, warte w sumie 2,5 bln euro, i będą starały się ich pozbyć. Według wyliczeń „Financial Timesa" pula kredytów na sprzedaż może sięgnąć 1,5 bln euro.
PricewaterhouseCoopers jest ostrożniejszy i ocenia, że w tym roku ta wyprzedaż sięgnie 50 mld euro. Przypomina, że całkowita wartość kredytów na sprzedaż jest równa PKB największej gospodarki europejskiej – Niemiec – i od ubiegłego roku uległa podwojeniu.
Jest to między innymi efekt nakazu European Banking Authority, aby banki podniosły współczynniki wypłacalności do 9 proc. aktywów ważonych ryzykiem. Europejski nadzorca chciał wprawdzie, aby stało się to w wyniku podniesienia kapitałów, ale bankowcy zdecydowali się też na zmniejszenie aktywów.
Dodatkowo, zgodnie z wytycznymi EBA, banki muszą odłożyć odpowiednie środki na zrównoważenie zaangażowania w najbardziej ryzykownych krajach – przede wszystkim Grecji i Portugalii, ale również Hiszpanii i Włoszech. W efekcie pozbywają się części kredytów i coraz częściej ograniczają finansowanie w krajach obciążonych ryzykiem. Np. według danych Banku Rozliczeń Międzynarodowych BIS do Polski w ciągu sześciu tygodni na przełomie 2011 i 2012 r. napłynęło o 12 mld euro mniej niż rok wcześniej. Według PwC złe kredyty wzrosły przede wszystkim w: Hiszpanii, Grecji i Włoszech, zmniejszyła się zaś ich liczba w: Niemczech, Irlandii oraz Wielkiej Brytanii.
Wyprzedaż kredytów i zahamowanie akcji kredytowej zaniepokoiło EBA, która zapowiedziała dokładny przegląd sytuacji od grudnia, kiedy to nakazała bankom znalezienie prawie 115 mld euro kapitałów. – Wiem, że musimy utrzymać zaporę, ale jakich ona powinna być rozmiarów, musimy się teraz dokładnie przyjrzeć – mówił w poniedziałek Andrea Enria, prezes EBA.