Prezes NBP Marek Belka, odpowiadając na zarzuty niektórych ekonomistów, że Rada zbyt długo zwlekała z podwyżką stóp, tłumaczy, iż dopiero w maju znana była kondycja gospodarki po pierwszym kwartale roku. – Potwierdziły się nasze przewidywania, że nie będzie gwałtownego, wyraźnego spowolnienia gospodarczego (...) Jednocześnie jednak okazało się, że miesięczne wskaźniki nie sygnalizują stopniowego spadku inflacji – powiedział w wywiadzie dla Obserwatora Finansowego. Belka jest optymistą co do wzrostu gospodarki w przyszłym roku. – Będzie odbijać w górę – mówi. Za przesadzone uważa obawy o to, że wygasną inwestycje związane z Euro 2012, które dotychczas były motorem wzrostu PKB.

To właśnie prezes NBP był wymieniany jako członek Rady, od którego mogła zależeć decyzja na ostatnim posiedzeniu. Już na początku kwietnia ostrzegał uczestników rynku, którzy w podwyżkę nie wierzyli, że jest ona możliwa, i to już w maju. Teraz Belka co prawda nazywa wzrost kosztów pieniądza normalizacją, a nie zacieśnieniem polityki pieniężnej, ale kolejnych podwyżek jednoznacznie nie wyklucza. – Niczego nie przesądzamy. Rada zasygnalizowała swoją determinację do walki z inflacją i myślę, że jest to potężny sygnał – mówi.  W znacznie łagodniejszym tonie wypowiedział się natomiast dla PAP Adam Glapiński, członek RPP, zaliczany do grona jastrzębi. Analitycy wymieniają go jako tego, który za ostatnią podwyżką mógł głosować. Teraz mówi, że oczekiwania inflacyjne są wysokie, ale nie na tyle, aby „wywiesić czerwoną flagę i działać". Jego zdaniem najbardziej odpowiednią strategią byłby teraz powrót do postawy oczekiwania. To może oznaczać, że co najmniej do lipca, kiedy ukaże się nowa prognozowana ścieżka inflacji i PKB, Glapiński nie będzie głosował za kolejną podwyżką. Obecnie zdecydowana większość ankietowanych przez nas analityków oczekuje, że stopy pozostaną bez zmian przez cały rok.