Poziom rentowności obligacji dziesięcioletnich wynoszący 7 proc. jest czasem nazywany progiem bólu. Gdy przekraczały go inne kraje z peryferii strefy euro, zwykle po kilku miesiącach nie mogły wytrzymać wysokich kosztów finansowania i prosiły o wsparcie Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz Unię Europejską.
Greckie dziesięciolatki po raz pierwszy przekroczyły 7-proc. poziom rentowności pod koniec stycznia 2010 r. Około trzech miesięcy później Grecja musiała prosić UE i Międzynarodowy Fundusz Walutowy o wsparcie. Irlandia wytrzymała ponad 7-proc. rentowność dziesięciolatek przez niecały miesiąc. Najtwardsza jak dotąd okazała się Portugalia. Rentowność jej dziesięciolatek wzrosła do ponad 7 proc. po raz pierwszy w listopadzie 2010 r., a pakiet pomocowy dostała dopiero 16 maja 2011 r. Na jesieni zeszłego roku Włochy na krótko również przebiły ten niebezpieczny poziom, ale później zyskały kilka miesięcy oddechu w związku z objęciem władzy przez rząd Mario Montiego.
Presja na Rzym jednak powraca, a wczoraj rentowność ich papierów dziesięcioletnich sięgała 6,3 proc. Kiepsko poszła też aukcja długu. Obligacje trzyletnie warte 3 mld euro sprzedano z rentownością 5,3 proc., gdy na poprzedniej aukcji było to 3,9 proc.
Nic dziwnego więc, że coraz więcej analityków snuje czarne scenariusze dla Madrytu. – Hiszpania będzie potrzebowała pomocy finansowej, a Włochy są następne w kolejce – twierdzi Megan Green, ekonomistka z Roubini Global Economics.
Hiszpania od wielu tygodni jest pod presją rynków, ale bezpośrednią przyczyną czwartkowego skoku rentowności jej obligacji była decyzja agencji Moody's. Obniżyła ona hiszpański rating o trzy stopnie, z poziomu A3 do Baa3, i zapowiedziała, że w ciągu trzech miesięcy może ściąć dalej tę ocenę do poziomu „śmieciowego". A to prowadziłoby wprost do wyprzedaży hiszpańskich obligacji.