Korespondencja z Oslo
Dziesiąta wieczorem, warszawskie lotnisko im. Chopina. Właśnie odlatuje samolot Norwegian Air Shuttle do Oslo. Za mną długa kolejka dziwnie milczących mężczyzn w wieku 35–50 lat. To Polacy wracający do pracy po weekendzie spędzonym w kraju.
W samolocie się prześpią, odpoczną. Ich wypoczynku nie zakłóci nawet grupka młodych Norwegów, którzy wyraźnie do ostatniej chwili korzystali ze zdecydowanie tańszego alkoholu w Polsce.
Tych albo podobnych Polaków usłyszę następnego dnia na rusztowaniach na remontowanych kamieniczkach Oslo. Nawet nie słychać przekleństw, jakie normalnie dominują w dialogu na polskich budowach. Pracują w Norwegii, gdzie cieszą się wszystkimi przywilejami, jakie należą się miejscowym. Jeśli zatrudnieni są legalnie, mają nie tylko wysokie pensje, ale też ubezpieczenie i opłacone składki emerytalne.
Dobrobyt w skandynawskim stylu
Dzisiaj Norwegia jest w Europie niezwykłą wyspą spokoju i dobrobytu. Nie luksusu, bo to nie jest w norweskim stylu. I mekką dla imigrantów, którzy jeśli potrafią uczciwie i ciężko pracować, przy wypłacie stwierdzają, że się to opłaca.