– Wolę sobie teraz kupić coś do biegania niż nowy ciuch – śmieje się Beata Krawczyk, menedżer w spółce medialnej w Warszawie. Biega z przerwami od siedmiu lat, ale tak „na poważnie" trenuje od kilku tygodni, przygotowując się do jesiennego Maratonu Warszawskiego. Ocenia, że biegowe hobby kosztowało ją dotychczas ponad dwa tysiące złotych. – Ale satysfakcja, poprawa kondycji i samopoczucie są bezcenne – dodaje.
Za radą doświadczonych biegaczy zakupy zaczęła od dobrych butów. Dobrane w specjalistycznym sklepie, gdzie dopasowuje się je na podstawie analizy stylu biegania klienta na mechanicznej bieżni – kosztowały prawie 500 zł. Do tego markowa koszulka i legginsy z innowacyjnych tkanin za 300 zł, plus kurtka przeciwwiatrowa za 200 zł. – Nie chodzi tu o lans, ale o komfort i bezpieczeństwo. Wcześniej biegałam w niedobranych butach i dziś widzę różnicę – dodaje Beata Krawczyk.
Buty to podstawa
Doświadczeni pasjonaci biegania potwierdzają, że na butach nie warto specjalnie oszczędzać. Kupując te najtańsze, które nie amortyzują stopy podczas truchtu po asfalcie czy chodniku, ryzykujemy kontuzje stawów i wydatek na rehabilitację.
– Buty to podstawa – mówi Przemysław Wojtasik, dziennikarz, który biega od 10 lat. Teraz trenuje w profesjonalnych butach za prawie 400 zł, czyli ceny, od której zaczyna się markowe obuwie do biegania. Kończy na poziomie ok. 800 złotych za parę, choć limitowane, designerskie edycje bywają kilkakrotnie droższe.
Sporo można też wydać na kolejny niezbędny atrybut poważnego biegacza – pulsometr, który kontroluje tętno, mierząc intensywność wysiłku. Ten, z którym biega Beata Krawczyk, kosztował tysiąc złotych, ale doradcy klienta w specjalistycznych sklepach zachwalają urządzenia nawet dwa razy droższe. Tyle że pulsometr (również ten za 400–500 zł) starczy na kilka lat, a buty, nawet najdroższe, zwykle trzeba zmieniać po 800–1000 kilometrach (cięższe osoby zużywają je szybciej).