Jak na razie Rosjanie zatrzymują ukraiński eksport, a magazyny na granicach między tym krajami są pełne ukraińskich towarów - informuje „European Observer".
Powodem jest decyzja Ukraińców o planowanym na listopad podpisaniu umowy polityczno-gospodarczej między Unią Europejską i Ukrainą. Siergiej Głazew, doradca prezydenta Władimira Putina ds Unii Celnej uważa, że podpisanie przez Ukrainę porozumienia stowarzyszeniowego z Unią Europejską byłoby krokiem samobójczym.
—Jesteśmy przygotowani do dalszego zaostrzenia procedur celnych, gdyby Ukraińcy zdecydowali się na samobójczy krok, jakim byłoby podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską - powiedział. Premier Ukrainy, Mykoła Azarow bagatelizuje kłopoty i twierdzi, że w samej Unii celnej pojawiły się problemy, bo tak naprawdę nie wiadomo, jaki ostatecznie miałaby kształt.
Ta umowa ma swoją długą historię. Pierwsze rozmowy zaczęły się jeszcze w 2008 roku, kiedy Bruksela dążyła do przeciągnięcia Ukrainy na swoją stronę. Tyle, że warunki jakie wtedy stawiano Ukraińcom dotyczące walki z korupcją i wybiórczemu systemowi sprawiedliwości okazały się trudne do spełnienia przez rząd w Kijowie. Mimo tego producenci z tego kraju już korzystają z preferencyjnych ceł w handlu z krajami UE.
Jednakże ukraińskie plany bliższych kontaktów z UE natychmiast spotkały się z ostrą rosyjską reakcją i eksport ukraiński został zatrzymany na rosyjskiej granicy. Psuje się żywność, a kłopoty napotykają także producenci np stali. Metinvest, największy eksporter stali na rynek rosyjski skarżył się, że jego transporty zatrzymane zostały na granicy 13 sierpnia. Przy tym, jak informuje Federacja Ukraińskich Pracodawców Rosjanie (FUP), nie podano przyczyny takiej decyzji. Przy tym FUP, która zrzesza na Ukrainie 8,5 tys. firm, już teraz wylicza straty na 2,5 mld dolarów. Firmy w niej zrzeszone mają na swoim koncie ok 70 proc ukraińskiego PKB.