Od 2008 r. rynek obligacji tańczył głównie tak, jak zagrały mu Rezerwa Federalna, EBC i Bank Anglii. W sytuacji, gdy stopy procentowe były na najniższym poziomie w historii, a banki centralne pośrednio lub bezpośrednio skupowały papiery dłużne, inwestorom pozostało jedynie skorzystać z okazji, za co zostali sowicie nagrodzeni, ponieważ globalne rentowności gwałtownie spadły. Dziś jednak rynki nie są już tak skłonne do współpracy.
Koniec dłużnego eldorado nastąpił nieoczekiwanie. Od początku maja rentowność 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych wzrosła o 1,2 pkt proc., do 2,87 proc. Papiery brytyjskie podskoczyły o 1,1 pkt do 2,73 proc., a niemieckie Bundy o 0,75 pkt do 1,89 proc. Tylko w ubiegłym tygodniu globalne rentowności wzrosły o 0,2 pkt proc., do 0,3 pkt. Winić można za to w dużej mierze oczekiwania dotyczące zmiany polityki Fedu, kiepską politykę komunikacyjną banków centralnych i lepsze od oczekiwanych dane z Wielkiej Brytanii i strefy euro.
Straty te powodują, że Fedowi, EBC i Bankowi Anglii trudniej jest przekonać inwestorów do swoich planów co do krótkoterminowych stóp procentowych. Z jednej strony wytyczne te powinny być bardziej wiarygodne: banki centralne mogą jedynie w pośredni sposób wpływać na poziom długoterminowych stóp procentowych, bezpośrednio zaś na krótkoterminowe koszty pieniądza. Jednak inwestorzy, którzy już raz sparzyli się na nadmiernym zaufaniu do banków centralnych, będą teraz dmuchać na zimne. Co więcej, komunikaty decydentów są źle przekazywane.
Fed i EBC mogą łatwiej ugłaskać inwestorów w sprawie krótkoterminowych stóp procentowych. Większe ruchy mają miejsce w przypadku obligacji o dłuższym terminie zapadalności. Żaden z tych banków nie musi się zmagać z palącym problemem inflacji. Utrzymanie przez nich kontroli nad stopami krótkoterminowymi może również pomóc w ograniczeniu rentowności papierów długoterminowych.
EBC może przekonać rynek, że poważnie traktuje deklarację o utrzymaniu niskich stóp procentowych, ale ma również większe pole manewru, ponieważ jego deklaracje są mniej konkretne. W przypadku Fedu wyzwaniem z rynkowego punktu widzenia pozostanie przede wszystkim to, jak szybko amerykańska gospodarka przyspieszy w dalszej części roku i jak szybko zostanie znaleziony następca prezesa, Bena Bernankego.