To w mieście. Ale nawet przy lotniskowej kontroli bezpieczeństwa widać wyraźnie azjatyckie twarze. Ciekawe, że pojawiły się wówczas, kiedy władze doszły do wniosku, że poprzedni pracownicy byli zbyt obcesowi wobec pasażerów.
Nowa mekka
Niemcy, a przede wszystkim duże tamtejsze miasta, stały się mekką dla bezrobotnych imigrantów bądź tych chcących zarobić więcej.
Dla wielu z nich Frankfurt nad Menem, Berlin, Kolonia, w mniejszym stopniu po bawarsku konserwatywne Monachium, stały się tym, czym przez lata był Londyn. Miastem, do którego ciągnęły rzesze przede wszystkim młodych ludzi w poszukiwaniu lepszej bądź jakiejkolwiek pracy, której gdzie indziej nie było.
Tak samo jest teraz z miastami niemieckimi. Ci, którzy tutaj przyjeżdżają, czytali, że bezrobocie wynosi niespełna 7 proc., że firmy nieustannie szukają informatyków i inżynierów, ale nie tylko. I widzą w swoich krajach niemieckich turystów, którzy raczej biedni nie są.
– Dzisiaj, kiedy ojciec bądź syn z jakiejś barcelońskiej rodziny wyjeżdża do Bilbao, bo dostał tam pracę, rodziny rozpaczają. Wiedzą, że nie wróci – mówi Mike Rosenberg, profesor zarządzania strategicznego „hiszpańskiego Har- vardu" – szkoły biznesu IESE.
– Jeśli jednak pojechałby do Niemiec, cała rodzina nie będzie się posiadała z radości, wiedząc, że na konto przyjdą pieniądze, a on sam tam długo nie wytrzyma i wróci bogatszy – dodaje.