W II kw. niemiecka gospodarka była pogrążona w stagnacji – podał wczoraj tamtejszy bank centralny. Pierwsze dane dotyczące bieżącego kwartału sugerują, że może on nie być wiele lepszy od poprzedniego.
W pierwszych trzech miesiącach tego roku nadreńska gospodarka – najważniejszy rynek zbytu polskiego eksportu – powiększyła się o 0,8 proc. w stosunku do poprzedniego kwartału (o 2,3 proc. w stosunku do I kw. ub.r.). Tak wysokiego tempa wzrostu nie notowała od trzech lat. To w dużej mierze dzięki ożywieniu gospodarczemu w Niemczech, które odpowiadają za 30 proc. PKB strefy euro, z recesji wyszła ta ostatnia. Teraz stagnacja nad Renem może zwiastować stagnację – lub nawet recesję – w całym eurolandzie, którego gospodarka w I kw. powiększyła się o 0,3 proc.
Oznaki spowolnienia pojawiły się już wiosną, ale zaniepokojenie zaczęły budzić dopiero niedawno. W minionych dwóch tygodniach okazało się m.in., że w maju niemiecka produkcja przemysłowa zmalała trzeci raz z rzędu, i to aż o 1,8 proc., najbardziej od ponad dwóch lat. To efekt spadku eksportu, ale też osłabienia popytu wewnętrznego, na co wskazuje majowa zniżka importu o 3,4 proc. – największa od listopada 2012 r. Tzw. twardych danych za czerwiec jeszcze brakuje, ale miękkie (sondażowe) sugerują, że dekoniunktura się utrzymywała.
Pierwsze miękkie dane za bieżący miesiąc ukazały się w minionym tygodniu, gdy instytut ZEW podał, że wskaźnik zaufania inwestorów i analityków do gospodarki spadł po raz siódmy z rzędu, do najniższego poziomu od grudnia 2012 r. W czwartek ukaże się lipcowy odczyt indeksu PMI mierzącego aktywność w niemieckim przemyśle, a dzień później wskaźnika Ifo wyrażającego zaufanie przedsiębiorców do gospodarki.
Niemieckie Ministerstwo Gospodarki uspokaja, że spowolnienie to przejściowy efekt zawirowań geopolitycznych na wschodzie Europy oraz słabego odbicia wiosennego po wyjątkowo łagodnej zimie.