Rada Polityki Pieniężnej w środę obniży główną stopę procentową o kolejne 0,25 pkt proc., do kolejnego najniższego w historii poziomu 1,75 proc., i na tym cykl obniżek się zakończy – przewiduje większość ekonomistów. Ale już przy obecnym koszcie pieniądza coraz częściej słychać głosy, że RPP żegluje po potencjalnie niebezpiecznych wodach.
Jastrzębie w natarciu
We wtorek na łamach „Rzeczpospolitej" krytycznie o polityce niskich stóp procentowych wypowiedział się Jan Winiecki, członek RPP. – Myślę, że już dosyć daleko poszliśmy w kierunku obniżania stóp procentowych – powiedział ekonomista, wskazując, że w krajach Zachodu eksperymentujących z zerowymi stopami przynosi to więcej szkód niż korzyści. Pod koniec października w podobnym tonie wypowiedział się na łamach „Gazety Wyborczej" Andrzej Rzońca, też członek RPP.
Zarówno Winiecki, jak i Rzońca należą do „jastrzębiego" skrzydła RPP, czyli przeciwników luźnej polityki pieniężnej. Ich opór przeciwko dalszemu obniżaniu stóp nie zaskakuje. Dziwić może to, że ich argumenty nie zostały skontrowane równie kategorycznymi wypowiedziami „gołębi" z RPP. Przeciwnie, część z nich po październikowej obniżce stopy referencyjnej o 0,5 pkt proc. zaczęła studzić silne na rynkach finansowych oczekiwania na kolejny taki ruch.
Czego obawiają się przeciwnicy luźnej polityki pieniężnej? Tego, że będzie ona na różne sposoby zaburzała alokację kapitału, m.in. zachęcając do konsumpcji zamiast oszczędności, sprzyjając spekulacjom na rynku nieruchomości, utrzymując przy życiu nieefektywne przedsiębiorstwa, które powinny zrobić miejsce dla nowych.
– Cięcia nie przynoszą skutków pozytywnych, a mają negatywne. Chodzi przede wszystkim o wpływ niższych stóp na niższe oprocentowanie lokat, co zniechęca Polaków do oszczędzania. Zmniejszenie różnic poziomów stóp procentowych w stosunku do tych obowiązujących w strefie euro będzie impulsem do odpływu z naszego rynku zagranicznego kapitału portfelowego – uważa Monika Krzywda, ekonomista z firmy AKCENTA.