Reklama
Rozwiń

Denzel Washington jako dżentelmen w galerii postaci gangsterskiego kina

Mimo że film jest świetnie wyreżyserowany, a aktorzy grają znakomicie, to opowieść Ridleya Scotta wypada blado w porównaniu z innymi dramatami o świecie mafii

Publikacja: 24.01.2008 23:58

Frank Lucas (Denzel Washington) zawsze dba o wygląd

Frank Lucas (Denzel Washington) zawsze dba o wygląd

Foto: UIP

Oglądając film Ridleya Scotta, nie sposób uciec od porównań. Epicki rozmach opartej na faktach opowieści o Franku Lucasie (Denzel Washington) budzi skojarzenia z „Ojcem chrzestnym” Francisa Forda Coppoli. Czarnoskóry gangster, który w latach 70. wyrósł na narkotykowego króla nowojorskiego podziemia, opanowaniem i bezwzględnością przypomina chwilami Michaela Corleone. Za to pieczołowitość w odtwarzaniu tła epoki przywołuje atmosferę obrazów Martina Scorsese („Ulice nędzy”, „Chłopcy z ferajny”).

Słowem – w „American Gangster” wszystko jest najwyższej próby, od reżyserii zaczynając, na detalach scenograficznych kończąc. Narracja jest potoczysta, a sceny precyzyjnie rozegrane. Tyle że film Scotta pozbawiony jest siły oddziaływania wybitnych dramatów o mafii. Wydaje się pusty w środku. Dlaczego?

Lucas jest równie bezwzględny i opanowany jak Michael Corleone w trylogii „Ojciec chrzestny”

Otóż Coppola i Scorsese, odtwarzając na ekranie gangsterski półświatek, wywoływali w widzach moralny niepokój. Jego istotą był konflikt wewnętrzny bohaterów. Dzięki temu wielcy mistrzowie skłaniali publiczność do przyjęcia punktu widzenia przestępców, silniej mogła ona odczuć, co znaczy zacieranie się granicy między dobrem a złem.

Ridley Scott i scenarzysta Steven Zaillian próbują tej samej sztuki. W ich ujęciu Lucas pozornie też jest postacią pełną sprzeczności. Widzimy, jak beznamiętnie strzela człowiekowi na ulicy w głowę, a za chwilę okazuje się czułym synem, mężem. Tyle że opowieść nie wychodzi poza czarno-biały portret Lucasa. Frank albo jest socjopatą, albo ujmującym dżentelmenem – banalny kontrast spłaszcza film.

Reklama
Reklama

Dramaturgii „American Gangster” szkodzi także łatwość, z jaką twórcy uwalniają bohaterów od problemów. Lucasa zawzięcie tropi Richie Roberts (Russel Crowe), chyba jedyny uczciwy glina w nowojorskim oddziale policji. Jest nieprzekupny – m.in. oddaje przechwycony z handlu narkotykami milion dolarów. Ta wierność zasadom skazuje go na samotność w walce z gangsterami. Nie łudźmy się jednak, że zapłaci za swoją postawę bolesną cenę, jak kiedyś „Serpico” Sidneya Lumeta. W finałowej konfrontacji antagonistów dramat ustępuje kumpelskiemu nastrojowi. Oczywiście można stwierdzić: tak przecież było naprawdę. Frank Lucas i Richie Roberts zostali przyjaciółmi.

Jednak dostrzegam w tym przywiązaniu do faktów wyraźny zamysł producentów. Film opiera się na kreacjach Washingtona i Crowe’a. Znakomici aktorzy perfekcyjnie wywiązują się z zadania. Schematycznie naszkicowane postaci napełniają charyzmą, ale ich bohaterowie pozostają typami bez skaz. W tej strategii chodzi o zachowanie odpowiedniego wizerunku hollywoodzkich gwiazd. Publiczność nie może przestać ich lubić. W przeciwnym razie nie kupiłaby biletów.

Paul Muni zagrał w „Człowieku z blizną” (1932) Howarda Hawksa młodego gangstera Tony’ego Camonte, który wywołuje wojnę gangów, by wspiąć się na szczyt mafijnej władzy.

Bezwzględny przestępca był typowym bohaterem kina gangsterskiego lat 30. Tony Camonte okazywał się ofiarą problemów społecznych (biedy w okresie wielkiego kryzysu, wykluczenia imigrantów). Jego historia jest walką o zaistnienie prowadzoną przez człowieka zepchniętego na margines życia.

Warren Beatty wcielił się w „Bonnie i Clyde” (1967) Arthura Penna w szalonego chłopaka, który wraz ze swoją dziewczyną Bonnie (Faye Dunaway) szuka przygody.

Jednak ich droga przez Stany Zjednoczone zamienia się w szlak pełen przemocy. Film nie ocenia moralności bohaterów. Wydają się wręcz niewinni wobec okrucieństwa ścigających ich stróżów prawa. Bonnie i Clyde przypominają rzeczników buntu młodego pokolenia, które odmieniło USA w latach 60. i 70. XX w.

Reklama
Reklama

Al Pacino stworzył w trylogii „Ojciec chrzestny” (1972 – 1990) Francisa F. Coppoli niezapomnianą kreację Michaela Corleone. Dzięki niemu sagę o włoskich mafiosach ogląda się niczym grecką tragedię. Michael, który chciał wieść życie porządnego obywatela, musiał się poświęcić dla interesów rodziny.

Umacniając władzę familii, Corleone zapłacił ogromną cenę. Musiał zabić brata. Stracił córkę. W finale trzeciej części cyklu umiera w samotności.

Jack Nicholson zagrał w „Honorze Prizzich” (1985) Johna Hustona zawodowego mordercę Charleya Partanę, chrzestnego syna szefa sycylijskiej mafii. Bohater zakochuje się w blond piękności (Kathleen Turner), która okazuje się... płatnym zabójcą. Film Hustona jest czarną komedią, która zamienia wizerunek gangstera w karykaturę. W „Honorze Prizzich” mafia okazuje się zbiorowiskiem stetryczałych chciwców, gotowych bronić wypaczonego pojęcia honoru za wszelką cenę.

John Travolta jako zawodowy zabójca Vincent Vega w „Pulp Fiction” (1994) Quentina Tarantino prowadzi dialogi o masażu stóp i świetnie tańczy rock and rolla. Film jest przewrotną grą z tradycją gangsterskiego kina, popkulturową zgrywą. Vega – jeden z głównych bohaterów opowieści – ginie nagle w połowie fabuły i to w dodatku siedząc na sedesie. W finale znów oglądamy go żywego, gdy spiera się z kolegą po fachu Julesem o to, czy w życiu możliwe są cuda. Jules przyznaje, że tak. Vincent... zaprzecza!

„American Gangster”. USA 2007. Reżyseria Ridley Scott, wyk. Denzel Washington, Russel Crowe, Ruby Dee, Josh Brolin, Cuba Gooding Junior. Dystrybucja: UIP

Oglądając film Ridleya Scotta, nie sposób uciec od porównań. Epicki rozmach opartej na faktach opowieści o Franku Lucasie (Denzel Washington) budzi skojarzenia z „Ojcem chrzestnym” Francisa Forda Coppoli. Czarnoskóry gangster, który w latach 70. wyrósł na narkotykowego króla nowojorskiego podziemia, opanowaniem i bezwzględnością przypomina chwilami Michaela Corleone. Za to pieczołowitość w odtwarzaniu tła epoki przywołuje atmosferę obrazów Martina Scorsese („Ulice nędzy”, „Chłopcy z ferajny”).

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Reklama
Film
Jak Vera Brandes zorganizowała słynny solowy koncert Keitha Jarretta w Kolonii?
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Patronat Rzeczpospolitej
19. BNP Paribas Dwa Brzegi: Złota Palma z Cannes na otwarcie, Marcin Dorociński bohaterem retrospektywy
Film
Zmarł Michael Madsen, znany aktor filmów Quentina Tarantino
Film
Dinozaury, Superman i „Vinci 2" Machulskiego. Co czeka na nas w kinach latam?
Film
Nowa „Lalka" Netfliksa. Czym nas zaskoczy serial Maślony z Drzymalską i Szuchardtem?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama