Przepis na udany film gangsterski jest w zasadzie prosty. Należy połączyć na ekranie trzy elementy: planowanie i wykonanie roboty, scenę tortur i szantaż. Potem już tylko kilka trupów w finale i koniec. W filmie, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kolejność dosypywania składników może być dowolna, granice okrucieństwa w torturach już dawno zostały przekroczone (amatorom polecam np. obcinanie ucha w „Reservoir Dogs”) i szkoda się męczyć, by ustalać nowe.
Jest jednak jedna cecha, która z przeciętnego filmu gangsterskiego może uczynić coś więcej niż perwersyjna odmiana rozrywki na lato. Roger Donaldson w „Angielskiej robocie” pokazuje, jak niezbędny w gangsterskim filmie jest ścisły związek zbrodni ze światem rzeczywistym. Dobry film gangsterski to zwykle film społeczny.
Najlepiej jeśli społeczność jest brytyjska. Orwell załamywał kiedyś ręce nad upadkiem sztuki angielskiego morderstwa i podobny esej można by napisać o upadku brytyjskiego kina gangsterskiego. Jednak w przeciwieństwie do morderstw, których kiedyś dokonywały bladolice arystokratki za pomocą skomplikowanych mikstur trujących, a dziś – pijani albo znarkotyzowani troglodyci z nożami w zębach, upadek gangsterskiego filmu brytyjskiego wcale nie jest taki oczywisty. Na pewno nie świadczy o tym film Donaldsona. Wręcz przeciwnie, nawiązuje on do najlepszych osiągnięć w tej dziedzinie.
Popkultura przejawia od dawna niepohamowany apetyt na filmy gangsterskie z całą ich mitologią i fascynacją stylem życia niedostępnym zwykłym śmiertelnikom. Wpatrzeni w ekran uwierzyliśmy, że życie gangstera polega na chodzeniu do restauracji w towarzystwie pięknych zakochanych w nim na zabój kobiet, ewentualnie luksusowych prostytutek, noszeniu garniturów od Armaniego i wygłaszaniu co kilka scen zręcznych powiedzonek przyprawionych co jakiś czas siarczystym, męskim bluzgiem.
Mafiozi i gangsterzy kochają swoje mamusie, cenią lokalną społeczność, zwłaszcza biedną, i kierują się prostym kodeksem moralnym od czasów Robin Hooda, gdzie tak znaczy tak, a nie – nie. Bestialskie morderstwa, gwałty, wyłupywanie oczu, stręczycielstwo i rozprowadzanie pornografii dziecięcej, czyli codzienne zajęcia większości normalnych gangsterów na świecie, jakoś uchodziły uwagi wielu reżyserów, a i widzów specjalnie nie kręciły. Do wyboru mieliśmy włosko-amerykański mit familijny spod znaku don Vito Corleone albo postmodernistyczną rekonstrukcję zbrodni w formie śmiesznej historyjki obrazkowej w wykonaniu Tarantino i jego naśladowców. Poza tym w latach 90. hip-hop, gansta rap i nowy męski konsumpcjonizm skierowany na wszelkie rodzaje rozrywki pobudzające testosteron przyczyniły się do wzrostu mody na filmy gangsterskie. Zwłaszcza w USA i Wielkiej Brytanii.