Najlepsze są piosenki, które znamy

„Mamma Mia!” od piątku na ekranach. Udana reanimacja musicalu, której dokonano, wykorzystując stare przeboje szwedzkiej Abby

Aktualizacja: 27.08.2008 17:50 Publikacja: 26.08.2008 19:26

Najlepsze są piosenki, które znamy

Foto: Materiały Producenta

Film Phylidy Lloyd jest ekranizacją jednego z hitów scen West Endu i Broadwayu. Po premierze w Londynie w 1999 r. i dwa lata później w Nowym Jorku musical "Mamma Mia!" z nie mniejszym powodzeniem wystawiano w wielu krajach. O jego inscenizacji marzą dyrektorzy polskich teatrów, ale nie stać ich na zapłacenie kilku milionów funtów za prawa licencyjne.

Autorki tego sukcesu to producentka Judy Craymer, Phylida Lloyd, która wyreżyserowała spektakle londyński i nowojorski, a zwłaszcza Catherine Johnson, która napisała libretto. Zasługi Benny Anderssona i Björna Ulvaeusa są zdecydowanie mniejsze. Oni po prostu wyrazili zgodę, by wykorzystano ich dawne przeboje skomponowane dla grupy Abba, trzy dekady temu wyznaczającej modę w światowej muzyce pop.

"Mamma Mia!" przywróciła życie znajdującemu się w kryzysie musicalowi, ale jest kuracją zastępczą, podjętą w sytuacji, gdy brakuje nowatorskich pomysłów. Mamy tu, co prawda, zgrabną historyjkę ozdobioną starymi piosenkami, ale trudno ją porównać z najwybitniejszymi dokonaniami gatunku z lat 60. i 70. poprzedniego stulecia.

Musical udowodnił wówczas, że może podjąć każdy, nawet najpoważniejszy, temat. Zajął się religią ("Jesus Christ Superstar", "Godspell") i współczesną polityką ("Hair", "Evita"). W latach 80. zaś wykorzystał najnowocześniejszą technikę, tworząc oszałamiające rozmachem i pomysłami inscenizacje ("Time" czy "Starlight Express").

Formuła tych tzw. high tech musicals szybko jednak się wyczerpała, a rosnące koszty produkcji spektakli sprawiły, że bilety stawały się coraz droższe. W latach 90. musicale zaczęły tracić widownię, bo na dodatek młodzież wybrała nie mniej widowiskowe koncerty gwiazd muzycznych. Producenci z Broadwayu i West Endu zaczęli zatem kokietować najmłodszych, proponując musicale familijne ("Król Lew"), a zwłaszcza postanowili walczyć o zamożną publiczność, która jednak jest na tyle młoda, że pragnie rozrywek.

To z myślą o nich wystawia się dziś musicale oparte na sprawdzonych wcześniej pomysłach, na przykład filmowych. Ostatni taki hit to "Billy Elliot". "Mamma Mia!" zachęciła zaś innych, by dopisywali historyjki do zestawu przebojów jednego wy-konawcy. Opowieść Catherine Johnson o młodej dziewczynie, która pragnie się dowiedzieć, który z trzech facetów jest jej ojcem, mogłaby, co prawda, zostać ozdobiona jakąkolwiek muzyką. Gdyby jednak nie były to piosenki Abby, zeszłaby zapewne szybko ze sceny, jak wiele innych w ostatnich latach.

W ślad za "Mamma Mia!" powstały inne tzw. jukebox musicals. Termin ów można przetłumaczyć jako musicale z grającej szafy, bo płacimy, by posłuchać tego, co lubimy. Po Abbie przyszła pora na Queen. W 2002 r. w Londynie wystawiono widowisko "We Will Rock You", nad którym muzyczną pieczę sprawował Brian May, a kilka miesięcy później – "Our House" przypominający szlagiery Madness, słynnej brytyjskiej formacji z przełomu lat 70. i 80. Obecnie w Londynie znów grany jest wcześniejszy od "Mamma Mia!" inny przedstawiciel tego nurtu: "Buddy". Jego bohaterem jest rockandrollowy muzyk Buddy Holly.

A jednak nie jest to recepta niezawodna, o czym świadczy choćby klęska musicalu "Lennon", który po premierze na Broadwayu w 2005 r. zszedł z afiszy po 49 przedstawieniach, mimo że w przygotowanie widowiska o eksbeatlesie zaangażowała się Yoko Ono. Było też kilka prób stworzenia opowieści z piosenkami Elvisa Presleya, ale żadna nie odniosła sukcesu.

Tymczasem tylko w Nowym Jorku w ciągu czterech pierwszych lat od premiery musical "Mamma Mia!" został zagrany 1500 razy. Do dziś można go tam oglądać. Tajemnica sukcesu, tak zresztą jak i "We Will Rock You", polega na tym, że fikcyjna fabułka traktuje stare piosenki z lekkim przymrużeniem oka. Jest jak moda vintage: nie na serio, za to zabawna. Nie oczekujmy jednak, że dalsze takie próby zagwarantują odrodzenie samego musicalu. Powrót do przeszłości jest dobry tylko na chwilę.

"South Pacific" (1955)

Na scenie musical Richarda Rodgersa i Oscara Hammersteina II był nowatorski, w wersji ekranowej Freda Zinnemanna zamykał epokę wystawnych, hollywoodzkich komedii muzycznych rozpoczętą jeszcze w latach 30.

"West Side Story" (1961)

Leonard Bernstein w 1957 r. przeniósł musical w brutalne realia współczesnego Nowego Jorku. Ekranizacja (dziesięć Oscarów) zapisała się w dziejach kina zwłaszcza dynamiczną choreografią Jerome'a Robbinsa (także reżysera filmu).

"Dźwięki muzyki" (1965)

Robert Wise przeniósł na ekran ckliwą opowieść miłosną Richarda Rodgersa i Oscara Hammersteina II z akcją w Austrii zajętej przez hitlerowców i z Julią Andrews jako niedoszłą zakonnicą, która zakochuje się w arystokracie. Film zdobył pięć Oscarów i zdetronizował "Przeminęło z wiatrem" na liście przebojów kinowych wszech czasów.

"Hello Dolly" (1969)

Mistrz filmu muzycznego, tancerz Gene Kelly, wyreżyserował klasyczny już wówczas utwór Jerry'ego Hermana. Barbra Streisand jako sprytna swatka, jej wspaniałe suknie oraz Louis Armstrong śpiewający tytułowy przebój – to główne atrakcje.

"Skrzypek na dachu" (1971)

Adaptacja musicalu Jerry'ego Bocka w reżyserii Normana Jewisona, wielka rola Topola jako Tewiego mleczarza i kolejna znakomita choreografia Jerome'a Robbinsa (taniec z butelkami!).

"Jesus Christ Superstar" (1973)

Dzięki filmowi Normana Jewisona musical Andrew Lloyda Webbera (zwany także rockoperą) zyskał światową sławę. Grany wcześniej na Broadwayu odniósł umiarkowany sukces.

"Kabaret" (1973)

Bob Fosse sfilmował musical Johna Kandera, rozgrywający się w Berlinie przed dojściem Hitlera do władzy. Zmieniono libretto, dopisano kilka piosenek i zgarnięto osiem Oscarów. Wersja filmowa stała się bardziej popularna od scenicznej.

"Hair" (1979)

Hipisowski musical Gala Mac Dermonta podbił w 1968 r. Broadway, dobrze oddawał bowiem atmosferę tamtych czasów. Dla filmu Milosza Formana napisano właściwie nowy scenariusz, zachowując klimat i wymowę oryginału.

"Evita" (1996)

Madonna jako żona argentyńskiego przywódcy Juana Perona i Antonio Banderas jako Che Guevara. Dzięki takiej gwiazdorskiej obsadzie już przed premierą ekranizacja musicalu Andrew Lloyda Webbera dokonana przez Alana Parkera zyskała rozgłos. Po premierze było gorzej.

"Chicago" (2003)

Film Roba Marshalla (sześć Oscarów) z Catheriną ZetaJones i Renée Zellweger to efektowny produkt epoki wideoklipu. Wciąż grana na Broadwayu oryginalna, a skromniejsza, wersja musicalu Johna Kandera z rewelacyjną choreografią Boba Fosse'a artystycznie jest ciekawsza.

Film Phylidy Lloyd jest ekranizacją jednego z hitów scen West Endu i Broadwayu. Po premierze w Londynie w 1999 r. i dwa lata później w Nowym Jorku musical "Mamma Mia!" z nie mniejszym powodzeniem wystawiano w wielu krajach. O jego inscenizacji marzą dyrektorzy polskich teatrów, ale nie stać ich na zapłacenie kilku milionów funtów za prawa licencyjne.

Autorki tego sukcesu to producentka Judy Craymer, Phylida Lloyd, która wyreżyserowała spektakle londyński i nowojorski, a zwłaszcza Catherine Johnson, która napisała libretto. Zasługi Benny Anderssona i Björna Ulvaeusa są zdecydowanie mniejsze. Oni po prostu wyrazili zgodę, by wykorzystano ich dawne przeboje skomponowane dla grupy Abba, trzy dekady temu wyznaczającej modę w światowej muzyce pop.

Pozostało 88% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów