Reklama

Graffiti opanowuje miasto

Portret subkultury od dziś w kinach. – Malują zwykle młodzi chłopcy, którymi rządzi testosteron. Tworzą dla siebie, nie dla widzów. A agresję zmieniają w konkurs artystyczny – mówi „Rz” niemiecki reżyser Florian Gaag, który nakręcił w Warszawie „Graficiarzy”

Publikacja: 14.11.2008 17:25

Pociąg to najatrakcyjniejszy obiekt dla twórców graffiti – jest jak ruchome płótno

Pociąg to najatrakcyjniejszy obiekt dla twórców graffiti – jest jak ruchome płótno

Foto: VIVARTO

[b]Rz: Graficiarze zostawiają znaki na murach, mostach, pociągach. Jaką wiadomość nam przekazują?[/b]

Florian Gaag: O autorach graffiti mówi się zwykle „ci ludzie”, ale oni nie tworzą jednorodnej społeczności. Jedni słuchają hip-hopu, inni punk rocka, niektórzy chcą coś zniszczyć, innym zależy na upiększaniu otoczenia. Dla wszystkich ważne jest stworzenie indywidualnego stylu graficznego, który pozwoli się wyróżnić. Graficiarzy łączy jedno – radość ze spontanicznego działania. Tę kulturę rozwinęli młodzi, którzy nie kierowali się żadną ideą. Malowali niewinnie, z potrzeby serca, a zrobił się z tego ogólnoświatowy ruch artystyczny, zróżnicowany i wartościowy.

[b]Czyli twórców graffiti nie obchodzi ich publiczność?[/b]

Ja malowałem, by stworzyć coś pięknego, co ucieszy ludzi. Chciałem ich zadziwić i zachwycić. Ale większość graficiarzy ma widzów gdzieś. Robią to dla siebie. Litery są graficznie wystylizowane, wręcz zakodowane – jeśli nie jesteś członkiem tej kultury, nie odczytasz ich. Graffiti to sztuka sekretna, celowo nieczytelna dla obcych.

[b]I antyspołeczna?[/b]

Reklama
Reklama

Oczywiście ma wymiar polityczny. Nawet jeśli jego autorzy nie formułują tego jasno, jest zwrócona przeciw społeczeństwu. Tu nie może być porozumienia stron. Bo istotnym elementem graffiti jest działanie bez pozwolenia, bez pytania. Jest uznawane za nielegalne, dlatego że przejmuje przestrzeń publiczną. Albo odzyskuje ją – zależy, z której strony spojrzeć.

Weźmy Warszawę – macie tu zatrzęsienie billboardów, które niszczą panoramę miasta i zabierają przestrzeń, bo ktoś słono zapłacił. Ich obecność akceptują nawet leciwi konserwatyści, ale gdyby pokazać im graffiti, uznaliby je za wandalizm. To od nas zależy, czy będziemy dość dociekliwi, by się dowiedzieć, o co w tych znakach chodzi.

Kiedy w połowie lat 80. rodziło się niemieckie graffiti, interesowali się nim fotograficy, ukazało się kilka albumów i książek. A potem nagle wprowadzono wysokie kary finansowe dla graficiarzy, wsadzano ich do więzienia. I wtedy kultura graffiti z twórczej zmieniła się w niszczącą: chłopaki chwytali puszki, wychodzili na miasto i brali odwet – malowali, co popadło. Mówili tym samym: Jeśli nie jesteście nami zainteresowani, pieprzcie się.

[b]W filmie młodzi graficiarze lądują na policji, zaniedbują rodziny, zawalają szkoły. Pokazuje pan pasję czy nałóg?[/b]

Graffiti nie jest chorobą, ale jak każda miłość może sprawić, że wszystko inne wyda się nieważne. Skoncentrowałem się na emocjach bohaterów. Niełatwo je ogarnąć, wyciszyć. Ja zacząłem znikać z puszkami farby jako 12-latek, policja nieraz przeszukiwała dom, ale nie to mnie powstrzymało. Po prostu z czasem zainteresowałem się muzyką i ona pożerała cały mój czas. W filmie pasja doprowadza do śmierci jednego z bohaterów, ale w rzeczywistości wielu graficiarzy staje się cenionymi artystami. Silnie kształtują współczesną plastykę. W Niemczech tworzą szaty graficzne większości gazet. Ich nazwiska można znaleźć w stopce, a ich „wrzuty” – na mostach.

[b]Skoro cieszą się uznaniem w Niemczech, dlaczego kręcił pan film w Warszawie?[/b]

Reklama
Reklama

Niemieckie koleje odrzuciły naszą prośbę o zgodę na zdjęcia i malowanie pociągów. Nie chciały wspierać filmu o kulturze, z którą walczą. Obiecały też nastawić przeciwko nam wszystkie koleje w Europie. Rzeczywiście, ubiegaliśmy się o zgodę w wielu krajach – bez skutku. Warszawa była naszą ostatnią szansą. Cieszę się, że tak się stało, bo klimat panujący na tutejszych stacjach i w pociągach pasuje do mojej historii. Wasze wagony to potężne hałasujące maszyny, światło na peronach i w przejściach podziemnych jest chłodne – wszystko to wydało mi się piękne i zaoszczędziło pracy, niewiele zmieniliśmy.

[b]Pana film kończą wzruszające sceny: członkowie rywalizujących ekip wspólnie oddają hołd zmarłemu graficiarzowi. Dla niego malują cały pociąg. Agresja zmienia się w solidarność – to realistyczny finał?[/b]

Graffiti przyciąga ludzi z różnych środowisk: imigrantów, dzieciaki z bogatych i biednych domów, białych, czarnych. Jest jednak domeną młodych chłopaków, którzy nie analizują swoich zachowań, rządzi nimi testosteron. Wraz z nim wyzwala się energia do rywalizacji. W Berlinie wielu twórców graffiti pochodzi z blokowisk, na których przemoc i broń to codzienność. Ona się przekłada na graffiti, tyle że wtedy agresja zmienia się w konkurs artystyczny – wygrywa bardziej utalentowany. W tej kulturze obowiązuje kodeks etyczny, który określa zasady rywalizacji i wspólne cele.

[b]Dlaczego właśnie pociąg jest najatrakcyjniejszym obiektem dla graficiarzy?[/b]

Bo przypomina przemieszczające się płótno. Gdy w latach 60. i 70. graffiti rodziło się w Nowym Jorku podzielonym na obszary kontrolowane przez gangi, pomalowane pociągi były sposobem komunikacji. Do dziś „zbombardowa-nie” pociągu jest największym osiągnięciem, jakie może mieć w „portfolio” graficiarz. Mnie się udało. Mój pociąg nie został zatrzymany na bocznicy. Widziałem, jak przejeżdża, ruszyłem za nim, robiłem mu zdjęcia. Ulotność graffiti jest przykra, ale właśnie ona napędza autorów.

[ramka]Florian Gaag, reżyser

Reklama
Reklama

Ma 36 lat. „Graficiarze” to jego fabularny debiut, wcześniej reżyserował dokumenty i krótkie metraże. Jako nastolatek był graficiarzem, później komponował muzykę i studiował w nowojorskiej Tisch School of the Arts. Mieszka w Monachium.[/ramka]

[ramka]Malarski napad na pociąg, radość i dreszcz ryzyka

Trudno wyobrazić sobie lepszy film o twórcach graffiti. Kadry mogły być staranniej zaaranżowane, montaż bardziej precyzyjny, ale to by tylko zaszkodziło. Ani samym grafficiarzom, ani reżyserowi nie zależy, by ich dzieła były „ładne” – mają być autentyczne. Surowość i amatorski charakter obrazu dają wiarygodność, także dzięki niej film wciąga jak dokument.

Gaag zna graficiarzy, bo był jednym z nich. Nie prezentuje więc tajników ich życia, posiłkując się socjologicznymi kategoriami, nie oferuje instrukcji obsługi subkultury. Morały i oceny wyrzuca poza kadr. Rysuje tylko kipiące emocjami portrety chłopaków, których wypełnia energia, chęć i pasja. Poza ekscytacją przeżywają też dylematy i poważne problemy: jednemu grozi więzienie, drugi nie radzi sobie z rolą ojca, inny ucieka z domu. Kamera podąża za nimi nerwowo, gdy nocą malują pociągi, szarpią się z policją, kradną puszki z farbą. I także wtedy, gdy dociera do nich, że nie są już najlepsi, gdyż w mieście pojawiły się nowe, zaskakujące dzieła rywali. Wszystko w tym filmie jest prawdziwe i fascynujące. Nawet gorycz porażki.

[i]Paulina Wilk[/i][/ramka]

Film
Kto przebije „Heweliusza”, który jest najlepszym serialem roku
Film
Joel Edgerton i „Sny o pociągach": niezwykli ludzie wierni dawnej miłości
Film
Zobacz seriale, o których zaraz będzie głośno! Zapraszamy na pokazy specjalne podczas BNP Paribas Warsaw SerialCon
Film
Michelle Fairley odebrała statuetkę Cutting Edge, a Kinoteka wypełniła się fanami seriali – ruszyła druga edycja BNP Paribas Warsaw SerialCon!
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Film
STARS ON STAGE – GWIAZDY NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI W KINOTECE!
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama