Reklama

W. **

Polityka zawsze była pasją Olivera Stone’a, zdeklarowanego lewaka niecofającego się przed manipulacją i naginaniem faktów w celu udowodnienia tezy, którą aktualnie głosił. Nie inaczej postąpił i teraz.

Publikacja: 12.03.2009 13:23

W „W.” Stone poszedł na całość. Każdy kadr filmu zaświadcza, że on George’a W. Busha nie znosi

W „W.” Stone poszedł na całość. Każdy kadr filmu zaświadcza, że on George’a W. Busha nie znosi

Foto: EPELPOL ENTERTAINMENT

Zanim w „W.” zajął się George’em W. Bushem, w dniu amerykańskiej premiery urzędującym jeszcze 43. prezydentem Stanów Zjednoczonych, wcześniej poświęcił filmy Johnowi F. Kennedy’emu i Richardowi Nixonowi. W „JFK” przedstawił własną, sugestywną wersję zamachu w Dallas. Z kolei w „Nixonie” próbował stworzyć portret zagubionego człowieka, którego prezydentura przyniosła wiele sukcesów, ale zakończyła się w niesławie aferą Watergate.

Oba te filmy, choć zarzucano im przekłamania i dowolność w interpretacji faktów, traktowały swych bohaterów z powagą, bez karykaturalnych przerysowań. W „W.” Stone poszedł na całość. Każdy kadr filmu zaświadcza, że on George’a W. Busha nie znosi, traktuje prawie jak idiotę. A najbardziej interesuje go, jak taki przeciętniak, nieudacznik, pijak i półgłówek mógł przez dwie kadencje być gubernatorem Teksasu, a potem również dwukrotnie prezydentem USA. I do końca nie udaje mu się tego wyjaśnić.

Bush jego zdaniem to człowiek dogłębnie zakompleksiony, żyjący w cieniu ojca i brata Jeba, niewiedzący, co chce robić w życiu i długo traktowany przez własną rodzinę jak czarna owca (na co zresztą konsekwentnie przez lata zapracował). Gdy skończył 40 lat, całkowicie się odmienił. Porzucił alkohol, przeżył religijne nawrócenie i znalazł wreszcie cel w życiu: politykę.

Tego już ośmieszyć za bardzo się nie dało, więc ostrze krytyki przeniósł Stone na lata prezydentury, a zwłaszcza czas dojrzewania do decyzji o wojnie z Irakiem. A otoczenie prezydenta naciskające na podjęcie tej decyzji to istna małpiarnia licytująca się w coraz bardziej głupich pomysłach, których konsekwencją są liczne śmiertelne ofiary.

Zaprezentowana przez Stone’a, pozbawiona cienia dramaturgii, ekranowa wizja poczynań Busha prezydenta to straszne nudziarstwo.

Reklama
Reklama

[i]USA, Hongkong, Niemcy, W. Brytania, Australia 2008, reż. Oliver Stone, wyk. Josh Brolin, James Cromwell, Elizabeth Banks, Ellen Burstyn, Richard Dreyfuss, Scott Glenn[/i]

 

 

 

 

 

Reklama
Reklama

Zanim w „W.” zajął się George’em W. Bushem, w dniu amerykańskiej premiery urzędującym jeszcze 43. prezydentem Stanów Zjednoczonych, wcześniej poświęcił filmy Johnowi F. Kennedy’emu i Richardowi Nixonowi. W „JFK” przedstawił własną, sugestywną wersję zamachu w Dallas. Z kolei w „Nixonie” próbował stworzyć portret zagubionego człowieka, którego prezydentura przyniosła wiele sukcesów, ale zakończyła się w niesławie aferą Watergate.

Oba te filmy, choć zarzucano im przekłamania i dowolność w interpretacji faktów, traktowały swych bohaterów z powagą, bez karykaturalnych przerysowań. W „W.” Stone poszedł na całość. Każdy kadr filmu zaświadcza, że on George’a W. Busha nie znosi, traktuje prawie jak idiotę. A najbardziej interesuje go, jak taki przeciętniak, nieudacznik, pijak i półgłówek mógł przez dwie kadencje być gubernatorem Teksasu, a potem również dwukrotnie prezydentem USA. I do końca nie udaje mu się tego wyjaśnić.

Reklama
Film
Nie żyje wielki artysta dokumentu Marcel Łoziński
Film
Nie żyje Terence Stamp. Słynny aktor miał 87 lat
Film
Narnia wraca na ekran z Meryl Streep. Reżyseruje autorka sukcesu „Barbie"
Film
Nie żyje krytyk filmowy Andrzej Werner
Film
Niedoszły Bond na tropie Laury Palmer z Yosemite, czyli serial „Dzikość” Netflixa
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama