Bohaterami pełnometrażowego debiutu Brytyjczyka Duane’a Hopkinsa są 20-kilkulatkowie z małego miasteczka. Ci młodzi ludzie wegetują. Ich życie jest puste, pozbawione znaczenia. Dni mijają im przede wszystkim na paleniu heroiny, są utopione w marazmie. Nawet pierwsze miłości nie są lekarstwem. Uczucia w filmie Hopkinsa wiążą się bowiem z bólem, poczuciem odrzucenia.

Klimat opowieści wyznacza śmierć Tess – dziewczyna przedawkowała narkotyki. W międzyczasie obserwujemy relacje między jej znajomymi z miejscowej szkoły. Dla nikogo tragedia Tess nie okazuje się wstrząsem. Jakby była jedynie świadectwem, że wszystkich czeka taki sam nieuchronny koniec. Początkowo jedynie chłopak Tess nie potrafi pogodzić się ze stratą. Nie pojawia się nawet na jej pogrzebie...

Fabuła przypomina wyświetlany w jednostajnym rytmie pokaz slajdów, w których znaczenie ma głównie kompozycja kadru (np. sposób ujęcia twarzy) niż wypowiadane słowa (dialogów jest niewiele). Narracja, choć formalnie ciekawa, pozostawia widza obojętnym wobec dramatu bohaterów. Hopkins wybrał technikę opowiadania, która nie pozwala mu na nakreślenie wyrazistych postaci. Pozostaje jedynie szkic zbiorowości.

Sugestywnie wypada w „Lepszych rzeczach...“ zestawienie postawy młodych z egzystencją starych ludzi. Jedni i drudzy stoją na granicy życia i śmierci. I pod jeszcze jednym względem młodość zaskakująco upodabnia się do starości – jest pozbawiona witalności, energii, skazana na bierne trwanie.

[i]Wielka Brytania 2008, reż. Duane Hopkins, wyk. Tara Ballard, Betty Bench, Frank Bench [/i]