Wszystko ręcznie. Nie było dzisiejszej techniki. Decydowały kolory światła, strojów, dekoracji. Zauważyła pani, że nie ma w tym filmie zamkniętych dekoracji. Wszystkie kompozycje są szerokie.
[b]Czy któreś z ujęć, nakręconych w ten sposób, daje panu szczególny powód do dumy?[/b]
Jeśli powiem, że parę rzeczy w tym filmie wymyśliłem, to nie za dobrze to zabrzmi, więc pozostańmy przy stwierdzeniu, że miałem udział w ciekawych rozwiązaniach w tym filmie. Np. fragment, kiedy bohater zjawia się w domu, a matka mówi mu: „Idź do tych darmozjadów, którzy tam śpią”. Józef wędruje po schodach, otwiera drzwi zasnute pajęczyną i wychodzi na podwórko, na którym dzieje się wszystko. W jednym ujęciu pokazujemy podwórko, sklep, sypialnię, bóżnicę i pokój Adeli. O tym, że zdarzenia te dzieją się w różnym czasie, pokazują barwy, ruch i światło. Te kilkanaście wydarzeń, pokazanych w jednym ujęciu, szykowaliśmy przez dwa dni.
[b]Dlaczego kolor jest tak dla pana ważny?[/b]
Życie jest wydarzeniem kolorystycznym. Nie tylko szarym, nic nieznaczącym. Moi współcześni koledzy czy studenci często świadomie zamazują obraz, kręcą kadry nieostre i brzydkie. Bez plastycznego pomysłu i bez przesłania. Dysponują barwą, ale nie potrafią jej w pełni wykorzystać.
[b]Dzięki cyfrowej restauracji „Sanatorium…” odzyskało dawne barwy. Jak ocenili je pana wnukowie Piotr i Michał, również operatorzy?[/b]