Aaron Schneider zrealizował osadzoną w latach 30. XX wieku, a opartą na faktach historię pustelnika z Tennessee. Felix „Bush” Breazeale przez 40 lat żył samotnie. I nagle zorganizował własny huczny pogrzeb. Jeszcze za życia. Wydarzenie zamieniło się w wielki festyn, było relacjonowane w prasie. [wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/492083,1,552426.html]Zobacz galerię[/link][/b] [/wyimek]
Bush, zagrany rewelacyjnie przez Roberta Duvalla, już na pierwszy rzut oka wygląda groźnie i odrażająco. Kiedy wychodzi z domu w lesie i zjawia się w miasteczku, budzi strach. Jakby chciał się dopasować do opowieści, które o nim krążą. Ludzie mówią, że w młodości kogoś zabił. W retrospekcjach rzeczywiście widzimy płonący dom i cień mężczyzny, który ucieka w noc z miejsca pożaru.
Czując jednak zbliżającą się śmierć, Bush chce publicznie wyznać tajemnicę swojego życia, prosić ludzi i Boga o przebaczenie. Postanawia zrobić to na własnym pogrzebie, na który zaprasza wszystkich chcących o nim coś powiedzieć. A organizację uroczystości powierza Frankowi Queenowi, właścicielowi domu pogrzebowego, którego ekscentryczne zamówienie specjalnie nie dziwi. Jest biznesmenem, chce zarobić, skarży się na zastój w interesie.
Aaron Schneider, laureat Oscara za krótki film „Two Soldiers”, zrobił film nie tylko o tajemnicy, jaką człowiek może kryć w sobie przez lata, o zadrze, która potrafi zagnieździć się w ludzkim sumieniu, ale również o rodzeniu się legendy i uprzedzeń, o funkcjonowaniu plotki. I wreszcie o namiętnościach.
Powolny rytm pozwalający rozsmakować się w tej opowieści, świetne zdjęcia Davida Boyda, jak zwykle doskonale wkomponowująca się w nastrój filmu muzyka Jana A.P. Kaczmarka i błyskotliwe dialogi to niewątpliwe zalety „Aż po grób”. Ale największym atutem jest trójka głównych wykonawców. Robert Duvall, grający Franka Bill Murray oraz Sissy Spacek (jako dawna miłość Busha) mają łącznie ponad 200 lat. Dzięki nim ta historia, choć ubrana w kostium sprzed ponad 70 lat, wydaje się niepokojąca i współczesna. Amerykańscy recenzenci zgodnie pisali, że kreacje Duvalla i Murraya zasługują na oscarowe nominacje.