Street art nie doczekała się u nas powszechnej aprobaty. Zdecydowana większość jej przypadkowych odbiorców traktuje grafficiarzy jako wandali zaśmiecających publiczne przestrzenie. Natomiast na Zachodzie to już uznana forma artystycznej wypowiedzi.
Do prekursorów tego ruchu należy Brytyjczyk ukrywający się pod pseudonimem Banksy. Nie ograniczył się do szablonowego graffiti, tworzy także rzeźby i aranżuje performance. Ten artysta ulicy zrealizował teraz stylizowany na dokument pełnometrażowy film będący zarazem prowokacją i mistyfikacją. Sam również pokazuje się na ekranie, ale zakrytej kapturem i zaciemnionej twarzy do końca nie odsłoni.
Bansky przedstawia street art oczami Francuza Thierry’ego Guetty. To właściciel ciuchlandu z vintage’ową odzieżą i filmowiec amator, który towarzyszył z kamerą wideo czołowym postaciom tego nurtu, filmując ich nielegalnie działania. Jego pasją był sam proces kręcenia, do gotowych kaset nigdy nie zajrzał.
Gdy trafił do Bansky’ego, ten zachęcił go zmontowania filmu. Ale to przekroczyło jego możliwości. Wówczas Bansky namówił go, by jako twórca sam spróbował street artu. I to, jak się okaże, był strzał w dziesiątkę. Na jego przykładzie twórca „Wyjścia przez sklep z pamiątkami” wyśmiewa łatwość komercjalizacji sztuki i owczy pęd krytyki do podnoszenia wydmuszek do rangi artystów.