Gdy dziś za sprawą zasypujących miasto gór cuchnących śmieci wypowiedziane przed laty przez Goethego słowa „zobaczyć Neapol i umrzeć" nabrały złowieszczego wyrazu, warto skorzystać z jego propozycji.
Zwiedzamy zaułki Neapolu, do których turyści raczej nie trafiają. Poznajemy tradycję, historię, ale i nastroje współczesnych mieszkańców. Turturro, także jako narrator, dzieli się swą fascynacją miastem, ale przede wszystkim jego muzyką i pieśniarską tradycją. Stara się być oszczędny w słowach, ale nie do końca mu to wychodzi, chwilami wpada w nieznośny patos. Na szczęście oddaje głos pieśniarzom.
Przez stulecia przeżył Neapol najazdy, m.in. Arabów, Normanów, ale także Amerykanów jesienią 1943 r. Każda z nacji zaznaczyła obecność w dźwiękach, z każdej z kultur przyswojono jakiś element. Najstarsze, wykonywane do dziś pieśni „Canto delle lavandaie del vomero" pochodzą z XIII wieku. Mówią o miłości, zdradzie, cierpieniu. W melodiach kolejnych epok znajdziemy coś ze smutku portugalskiego fado, ale także czarnego soulu.
Miesza się tu humor ze smutkiem, wzniosłość z patosem, melancholia z kiczem, agresja z ironią. Sekwencje dokumentalne przeplatane są archiwalnymi zdjęciami. Kolejno prezentują się zawodowcy i amatorzy. Czasem ich popisy są rejestrowane na żywo, na estradzie, na ulicach, innym razem piosenka ilustruje starannie zainscenizowaną fabularną etiudę. Pieśniarze także komentują swoje występy, wspominają gwiazdy sprzed lat. Powstaje wrażenie, że w Neapolu śpiew jest najważniejszy.
Przeczy temu wypowiedź pewnej dziewczyny – ani ona, ani jej bliscy nie są muzykalni, więc śpiewać nie próbują.