Joshua Marston kocha poznawać świat. Fotografował go jeszcze jako licealista, ale traktował to zajęcie jako hobby. Zdecydował się na studia socjologiczne, potem pracował przez jakiś czas w ambasadzie amerykańskiej w Paryżu. Chciał zostać dziennikarzem, podjął naukę na wydziale stosunków międzynarodowych. I zrozumiał, że zdjęcia mówią o świecie więcej niż naukowe eseje.
Od młodości podróżował. We Francji mieszkał u rodziny w Strasburgu, potem tak zwiedzał Włochy, Meksyk. Do kina wniósł podobną metodę poznawania świata – bez powierzchowności, poprzez kontakt z codziennością, językiem, kulturą. Kiedy kręcił „Marię łaski pełną" o dziewczynach, które pracując dla gangów narkotykowych, przemycają torebki z białym proszkiem we własnych wnętrznościach, spędził w Kolumbii wiele miesięcy. Potem w Iraku przygotowywał scenariusz o kierowcach pracujących dla firmy Halibutron, nie mógł jednak na jego realizację zebrać 20 mln dolarów. Nakręcił więc opowieść o albańskich wendetach klanowych.
– Przeczytałem artykuł o kanunie i przeżyłem szok – mówi „Rz" reżyser. – Ta wielowiekowa albańska tradycja pozwala rodzinie ofiary zabić mężczyznę z rodziny zabójcy, gdy tylko opuści własne lokum. Wywodzące się z XV wieku prawo skazuje więc całe rodziny na areszt domowy, a jakiekolwiek negocjacje między klanami możliwe są dopiero wtedy, gdy winny trafi do więzienia. Zaintrygowany, pojechałem do Albanii. Tam usłyszałem historie, których nie wymyśliłby żaden scenarzysta.
Albańskie porachunki
Marston spędził w Albanii dziesięć miesięcy. Chcąc zmniejszyć przepaść między sobą a tymi, o których robi film, nauczył się albańskiego. Spotkał się z rodzinami, które żyły w izolacji po 15 lat. W podróżach towarzyszył mu Andamion Murataj, Albańczyk od ponad dekady mieszkający w Nowym Jorku. Początkowo miał być jego tłumaczem i przewodnikiem, ale szybko stał się kimś więcej.
– Andamion pokazywał mi swoją ojczyznę, ale rozmawialiśmy też o filmie, postaciach, rozwiązaniach scen – twierdzi Marston. – Dlatego zaproponowałem mu, żebyśmy razem napisali scenariusz.