Na te dwa filmy pokazane przed finałem festiwalu warto zwrócić szczególną uwagę.
„Jednostką obiegową stał się szczur. Zbigniew Herbert". Taki napis poprzedza pierwszą scenę filmu „Cosmopolis" Davida Cronenberga. Potem jeszcze szczury pojawią się na ekranie kilkakrotnie. Choć, prawdę powiedziawszy, kilka słów wyrwanych z „Raportu z oblężonego miasta" nie pasuje jako motto do „Cosmopolis". Bo obraz Cronenberga jest mało wysublimowanym zapisem końca świata kapitalizmu.
Ekranizacja powieści Dona DeLillo to kolejna, po „Holy Motors", apokaliptyczna wizja na tym festiwalu. Nowy Jork w czasie wizyty prezydenta Stanów Zjednoczonych zostaje całkowicie zablokowany. Na giełdzie juan idzie w dół, ale multimilioner Eric Packer z Wall Street ma jedno życzenie: chce się ostrzyc w małym zakładzie fryzjerskim na drugim krańcu Manhattanu, u starego golibrody, którego pamięta z dzieciństwa.
Droga przez „oblężone" miasto jest symboliczną podróżą przez życie i wstrząsaną konfliktami, rozpadającą się Amerykę. A może ta podróż odbywa się tylko w umyśle Packera?
– Ciekawy jestem, co by powiedział o tym filmie Karol Marks – mówi Cronenberg.
– Pokazałem wiele rzeczy, które on przewidział.