Ten film nakręcony został w ciągu dziesięciu dni zdjęciowych, bez wsparcia oficjalnych funduszy, za kilka tysięcy złotych. Nikt z wykonawców i z członków ekipy nie wziął za swoją pracę wynagrodzenia, licząc jedynie na procent od przyszłych ewentualnych zysków. Sprzęt - jedna kamera, jeden zestaw światła i dźwięku - był pożyczony, plenery naturalne.
Realizatorzy filmu Eliza Kowalewska i Grzegorz Madej co prawda od dawna pracują w branży, realizując dokumenty i programy telewizyjne, ale inaczej nie byli w stanie zadebiutować w fabule. Zaryzykowali i wygrali. Ich obraz wniósł na ekran trochę świeżości i spodobał się - zdobył nagrodę publiczności na Off Plus Camerze i wygrał festiwal w Koszalinie.
„Heniek" jest filmem międzygatunkowym. Na początku sprawia wrażenie kryminału, potem zamienia się w obyczajówkę, a wreszcie w moralitet. W salonie samochodowym pracownicy dostają premie od zawartych kontraktów. Poważne transakcje negocjują często wspólnie. Przy jednej z takich umów przy podziale nagród nie uwzględniają kolegi - właśnie tytułowego Heńka. Wkrótce do salonu przychodzi policjant. Przesłuchuje kolejnych pracowników. Heniek, który zawsze sprawiał wrażenie osoby spokojnej, leniwej, a nawet nieco fajtłapowatej, podejrzany jest o udział w gangu.
Sprzedawcy z salonu w pierwszej chwili są zaskoczeni. Potem zaczynają sobie przypominać rozmaite drobne zdarzenia i sytuacje. Ale coraz mniej chodzi im o odkrycie prawdy. Próbują wykorzystać sytuację. „Heniek" staje się opowieścią o chciwości i uczciwości, z przewrotnym zakończeniem, które jest najsłabszą częścią filmu. Nie wiem też, dlaczego obraz jest czarno-biały, dziś jest to technika droga, a kolor bardzo by się tu przydał.