Złota Kamera za debiut na festiwalu w Cannes, główna nagroda w sekcji „Horizontes Latinos" w San Sebastian, argentyński Srebrny Kondor 2012. I wcale się tym wyróżnieniom nie dziwię, bo jest w „Akacjach" magia. Wielbiciele kina przygodowego, oglądając je , usną z nudów. Ale zapewniam: ten film może widza zahipnotyzować, całkowicie wciągnąć w niezwykły klimat.
Giorgelli nie ukrywa, że jego reżyserski debiut narodził się z tęsknoty. Ojciec reżysera ciężko zachorował, on sam nie miał pracy i właśnie rozwodził się z żoną. Jak powietrza potrzebował nadziei. Dlatego wymyślił historię samotnego, przegranego faceta, kierowcy ciężarówki, który zabiera z Peru do Buenos Aires młodą kobietę z pięciomiesięczną córeczką.
W „Akacjach" niewiele się dzieje. Niewiele też pada słów. Dwoje ludzi jedzie razem w ciasnej kabinie ciężarówki. Nie mają sobie nic do powiedzenia. Nie są zresztą siebie specjalnie ciekawi. Przypominają bohaterów piosenki Agnieszki Osieckiej. Ona po przejściach - nie ma obok niej ojca dziecka, on z przeszłością - gdzieś rośnie syn, którego nie widział od lat. I tyle. Nie opowiadają sobie o własnych tragediach, nie zwierzają się. Po prostu jadą. Na jakimś postoju mężczyzna na chwilę weźmie na ręce niemowlaka, kobieta się uśmiechnie. Kamera obserwuje drobne gesty. Namiastkę porozumienia, rodzącej się bliskości. Apotem jakby żal, że ta podróż się kończy.
Nie trzeba się po „Akacjach" spodziewać zwrotów akcji ani przełomów. Kierowca podwiezie kobietę pod dom jej kuzynów. Ale ta wspólna droga obudzi w nich tęsknoty.
Jest w filmie Pabla Giorgellego niepowtarzalny klimat. Także dzięki odtwórcom głównych ról - Germanowi de Silvie i amatorce Hebe Duarte. W południowoamerykańskim skwarze, wśród wyblakłych od słońca krajobrazów między bohaterami rodzi się coś, co nawet trudno nazwać. Reżyser nie stawia kropki nad „i", niczego widzom nie obiecuje ani nie ułatwia. Tylko przypomina, że często najlepszym remedium na nasze niespełnienia i porażki jest drugi człowiek. Piękny film.