Wygrywa kino społeczne

Złoty Niedźwiedź dla rumuńskiego „Child’s Pose”, grad nagród dla krajów postkomunistycznych - pisze Barbara Hollender

Aktualizacja: 17.02.2013 20:51 Publikacja: 17.02.2013 17:22

?„Child Pose” („Dziecinne zachowanie”) bezwzględnie obnaża korupcję, która przeżera rumuńskie społec

?„Child Pose” („Dziecinne zachowanie”) bezwzględnie obnaża korupcję, która przeżera rumuńskie społeczeństwo

Foto: materiały prasowe

Korespondencja z Berlina

Po raz pierwszy od wielu lat w konkursie wielkiego festiwalu znalazło się tak wiele filmów z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. I okazało się, że są one ważne. Portretują społeczeństwa w czasie transformacji: borykające się z biedą, wyrzucające słabych na margines, nienadążające za świeżo rozbudzonymi ambicjami i marzeniami. I ludzi, którzy zostali nagle przeniesieni w inny ustrój, ale w nowy czas wnieśli dawną mentalność.

Berlinale 2013 - czytaj więcej

Przewodniczący tegorocznego jury Wong Kar-wai robi filmy o niespełnieniach miłości, ale ceni kino ostre i drapieżne. W 2006 roku w Cannes nagrodził „Wiatr buszujący w jęczmieniu” Kena Loacha, teraz docenił artystów z goniącej Zachód części Europy. Ten triumf dawno im się należał.

Zobacz galerię zdjęć

W uhonorowanym Złotym Niedźwiedziem rumuńskim filmie „Child’s Pose” („Dziecinne zachowanie”) Calina Petera Netzera młody mężczyzna, pędząc samochodem 140 km na godzinę, zabija na drodze chłopca. Matka, zamożna architekt, wykorzystuje swoją pozycję, znajomości i pieniądze, aby zatuszować sprawę. Calin Peter Netzer pokazuje korupcję, jaka przeżera rumuńskie społeczeństwo. Wiarę, że wszystko da się załatwić za pieniądze. Obserwuje przepaść dzielącą bogate i biedne warstwy społeczne. Tworzy też wyraziste portrety bohaterów. Trzydziestolatka nieumiejącego wziąć odpowiedzialności za własne życie. I silnej kobiety, przedstawicielki rumuńskiej nuworyszowskiej elity. To jednak dopiero materiał na dobre kino społeczne. A co sprawia, że „Dziecinne zachowanie” robi tak duże wrażenie? Próba wejrzenia pod powierzchnię faktów. Przychodzi moment, gdy Netzer zdziera z bohaterki maskę. I mamy zdesperowaną, nieszczęśliwą kobietę, która wie, że swoją miłość do syna przegrała. „Nie musisz mnie kochać” – mówi do niego. W jej płaczu w jednej z ostatnich scen jest cała otchłań niespełnionych uczuć, życiowego zawodu, samotności. Rumuńscy reżyserzy udowadniają, że potrafią opowiadać o uniwersalnych ludzkich dramatach.

Z dużą odwagą Wong Kar-wai potrafił też wyróżnić Grand Prix, paradokumentalny „Epizod z życia zbieracza złomu”. Laureat Oscara za „Ziemię niczyją” Danis Tanovic opowiedział historię Romki, której w szpitalu odmówiono ratującej życie operacji usunięcia martwego płodu, bo nie miała ubezpieczenia. W filmie zagrali prawdziwi bohaterowie tego dramatu. „Do dzisiaj jestem zbieraczem złomu” — powiedział Nazif Mujic, całując Srebrnego Niedźwiedzia za najlepszą rolę męską.

Berlinale 2013 od kuchni

Nagrodzony za zdjęcia kazachski film Emira Baigazina jest znacznie bardziej wykoncypowany, ale i tutaj 29-letni debiutant opowiada o świecie, który zatracił wiarę w wartości, rządzonym przez agresję i prawo siły. Pokazuje, jak w zwyczajnym trzynastolatku rodzi się morderca.

Rozpolitykowane Berlinale nie mogło nie uhonorować Jafara Panahiego, Irańczyka, który od 2012 roku, za „szerzenie propagandy antyrządowej” siedzi w areszcie domowym, z zakazem pracy i opuszczania kraju. A jednak tworzy. Dwa lata temu na pen-drivie przemycono z Iranu do Cannes jego dziennik odosobnienia „To nie jest film”. Na Berlinie znalazły się „Zasunięte zasłony” – obraz człowieka w potrzasku, artysty skazanego na niebyt. Pisarz to alter ego Panahiego, który sam też gra, a właściwie jest, w „Zasuniętych zasłonach”.

Czy mądry werdykt jury Wonga Kar-waia pozostawia jakiś niedosyt? Nagroda aktorska dla Paulini Garcii to za mało dla „Glorii” Sebastiana Lelio – opowieści o samotności pięćdziesięcioletniej kobiety, o jej desperackim szukaniu intensywności życia, ale też próbie zachowania godności.

I ten żal największy. Na ostatnim Berlinale było kilka znakomitych ról kobiecych, ale wśród mężczyzn Andrzej Chyra nie miał konkurencji. Rzadko widzi się na ekranie taką delikatność w rysowaniu uczuć, niepokojów, tęsknot. Z przecieków wiadomo, że polski aktor za rolę w „W imię...” był brany pod uwagę do ostatniej chwili. Wygrał jednak amator z filmu Tanovica. Szkoda. Ja swoją prywatną nagrodę daję Chyrze.

Opinia dla „Rz”


Jestem członkiem małego, 4-milionowego narodu, okaleczonego przez historię, z ogromnym trudem leczącego wojenne rany. I nie mogę spokojnie patrzeć na to, co się dziś w Bośni dzieje. Jak całe rzesze ludzi są w niej wyrzucane na margines życia. Ktoś kiedyś powiedział bardzo mądre słowa: „Nie jestem odpowiedzialny za zbrodnie, które się wydarzyły w moim kraju. Ale wobec historii jestem odpowiedzialny, że się zdarzyły”. Chciałem zmienić Bośnię. A że u nas nikt nie słucha niezależnych intelektualistów, postanowiliśmy założyć partię. Potraktowałem tę działalność jako rodzaj służby społecznej. Ale nie jestem politykiem, tylko artystą. Wycofałem się. Wolę robić filmy. Takie jak „Epizod z życia zbieracza złomu”.


O historii Senady Milanovic przeczytałem w gazecie. Pojechałem do jej wsi, spotkałem się z Senadą i jej mężem. W końcu zgodzili się zagrać siebie samych w filmie. W sumie „Epizod...” kosztował 30 tys. euro, nakręciliśmy go w osiem dni, wszyscy moi przyjaciele pracowali za darmo. Zapłaciliśmy tylko aktorom, zresztą naturszczykom. Trzymaliśmy się faktów. Każdego dnia Nazif wygrzebywał z pamięci jakiś szczegół i dokręcaliśmy kolejne sceny.


Niewiele pozytywnych rzeczy rodzi się z gniewu. Tym razem tak się stało. Kiedy pokazałem „Epizod...” przyjacielowi, powiedział: „Już nigdy nie będę patrzył na Romów z niechęcią”. To najpiękniejszy komentarz, jaki mógłbym usłyszeć.

—bh

 

Korespondencja z Berlina

Po raz pierwszy od wielu lat w konkursie wielkiego festiwalu znalazło się tak wiele filmów z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. I okazało się, że są one ważne. Portretują społeczeństwa w czasie transformacji: borykające się z biedą, wyrzucające słabych na margines, nienadążające za świeżo rozbudzonymi ambicjami i marzeniami. I ludzi, którzy zostali nagle przeniesieni w inny ustrój, ale w nowy czas wnieśli dawną mentalność.

Pozostało 91% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu