Dziś każdy może zamieszczać teksty, zdjęcia, muzykę na blogach i portalach społecznościowych takich jak MySpace, Facebook czy Twitter. Posty mają wielokrotnie rys pamiętnikowych zwierzeń daleko ujawniających prywatność. Umieszczający je w sieci bardzo często zapominają, że choć dla nich to zabawa - dla innych źródło informacji - nieraz wykorzystywanych bezwzględnie. Nie tylko w USA, ale i w Europie odpowiedzialni za rekrutację przeglądają portale społecznościowe, zdobywając informacje na temat kandydatów starających się o pracę.
- W ostatnich latach zamieniliśmy długopisy na klawiaturę - potwierdza szefowa jednej z francuskich agencji rekrutacyjnych. - Obecnie 80 procent czasu spędzamy w Internecie. Kiedy dzwoni kandydat, natychmiast wpisujemy jego nazwisko w Google.
I jak się okazuje - udaje się w ten sposób zweryfikować około 70 procent składanych aplikacji. Przykładem jest historia kandydatki na stanowisko redaktorki strony internetowej. Wydawało się, że idealnie spełnia postawione kryteria. Aż do czasu, gdy okazało się, że na prowadzonym przez siebie blogu pochwaliła się...lenistwem. We wpisie „Powrót z wakacji" zanotowała: „Skończyły się wakacje, wróciłam z piękną opalenizną i dodatkowym kilogramem. Leniuchuję, jak to ja, myśląc o nowej pracy, dzięki której znów bez wyrzutów sumienia będę mogła szastać forsą". Posady nie dostała.
Także szefowie coraz częściej prowadzą własne śledztwa w Internecie. I to z różnych pobudek. O swoim zwolnieniu z pracy w trybie dyscyplinarnym opowiada człowiek, który opublikował wpis i zdjęcia ze spaceru w czasie przebywania na zwolnieniu lekarskim. Nikogo już nie interesowało, że to część zaleconej terapii na depresję, na którą cierpiał... Nie popłaca też - jak wynika z kolejnej historii opowiedzianej w filmie - ekspresyjne ujawnianie w Internecie swoich poglądów politycznych, zwłaszcza, gdy jest się nauczycielem...
Ilekroć zamieszczamy zdjęcia na Facebooku, filmy w Youtube'ie, wiadomość na Tweeterze czy wysyłamy list na adres z końcówką „gmail", trafiają na serwery chronione przez amerykańskie prawo. Niedawno pewna francuska internautka próbowała usunąć z forum należącego do Google informacje o swoim życiu prywatnym. Prośby kierowane do Google Incorporation pozostały bez echa, wytoczyła więc firmie proces we francuskim sądzie. Niestety, pozew oddalono, ponieważ Google jest firmą amerykańską, a jej serwery znajdują się na USA.