Na rozpoczynającym się w sobotę w Bydgoszczy festiwalu Camerimage odbierze Złotą Żabę właśnie za osiągnięcia aktorskie i reżyserskie. I pokaże film „Fading Gigolo" – historię dwóch nowojorczyków „w sile wieku" próbujących zarobić pieniądze w najstarszym zawodzie świata.
Ten film sam wymyślił i wyreżyserował, zagrał też jednego z głównych bohaterów. Na wcielenie się w drugiego namówił Woody'ego Allena.
John Turturro. Pociągła twarz, skręcone, lekko już siwiejące włosy. Okulary w rogowej oprawie. Takie same nosi jego żona, aktorka Katherine Borowitz. Styl bycia też mają podobny. Oboje są antygwiazdami. Zmarszczek, które pojawiły się po czterdziestce, nie wyrównują botoksem. Nie towarzyszą im skandale.
Spotkali się w latach 80. w Yale Drama School, są małżeństwem od prawie 30 lat. Mieszkają w Brooklynie, mają dwóch synów – 23-letniego Amadeo i 13-letniego Diego. W środowisku aktorskim uchodzą za spokojnych, zrównoważonych inteligentów. Z dziennikarzami rozmawiają chętnie. I poważnie.
Przed kamerą
John Turturro ma na koncie prawie 100 ról. Zakochał się w kinie w szkole średniej, gdy obejrzał filmy Bergmana, Felliniego, Buñuela. To one ukształtowały jego wrażliwość. I był konsekwentny. Na początku swojej drogi artystycznej podjął decyzję, że nie będzie walczył o pozycję w Hollywood. Interesowały go filmy autorskie, niezależne.