Tracy Letts, autor sztuki „Sierpień w hrabstwie Osage", z powodzeniem nawiązał do najlepszych tradycji amerykańskiej dramaturgii spod znaku Tennessee Williamsa czy Eugene'a O'Neilla poświęconej dysfunkcyjnym rodzinom. Zanim zainteresował się nią Hollywood, od 2007 r. grano ją na wielu scenach, z Broadwayem i w warszawskim Teatrem Studio włącznie. Dla potrzeb ekranu przysposobił ją autor, a reżyserię powierzono Johnowi Wellsowi, któremu niemal całkowicie udało się zatrzeć teatralne pochodzenie pierwowzoru.
Twórcy filmu „Sierpień w hrabstwie Osage" pokazali, że umieją mistrzowsko żonglować konwencją komediodramatu – pomieszać komedię z tragedią: iskrzące się dowcipem dialogi bezkonfliktowo zmieniają kaliber na znacznie poważniejszy, wręcz mroczny. Bywa, że nagle śmiech więźnie w gardle, by jednak za chwilę odzyskać jaśniejsze barwy.
Ten film jest idealną ilustracją popularnego powiedzenia, że „z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu". Rodzina bowiem – co wspaniale przekazano z ekranu – nie zawsze jest wsparciem, czasem może również niszczyć.
Sierpień w hrabstwie Osage (stan Oklahoma) bywa wyjątkowo upalny. Lejący się z nieba żar znacząco wpływa na reakcje mieszkańców. Ludzie łatwo się denerwują, do niekontrolowanego wybuchu agresji mogą doprowadzić najbardziej nawet niewinne gesty czy słowa.