„Nimfomanka część I" miała momenty wzlotów, teraz Lars von Trier stara się jedynie doprowadzić do końca zbyt długą opowieść, będącą połączeniem filmu soft porno z XVIII-wieczną powiastką filozoficzną. Katalog erotyczny został zatem powiększony o te doznania, których zabrakło poprzednio. Pojawiają się elementy sado-maso i seksu w trójkącie. Wszystko zostało jednak podane w tak nudny sposób, jakby Lars von Trier dbał o to, by żadna ze scen nie wzbudziła żywszej reakcji u widzów.
Charlotte Gainsbourg fotografowana jest tak, aby nikt nie pomyślał, że to atrakcyjna kobieta. A bohaterka „Nimfomanki" niczym wolterowski Kandyd doświadcza kolejnych życiowych upadków, by na koniec obowiązkowo spotkać jedyną miłość swego życia. Zamiast happy endu spotka ją wszakże gorzki morał, który okaże się zaskoczeniem dla niej lecz nie dla widza.
Gdyby filmu nie firmował Lars von Trier, „Nimfomanka" przemknęłaby przez ekrany niezauważona lub zostałaby zmiażdżona za intelektualną miałkość. Ale ponieważ to Lars von Trier, więc nie brak krytyków, którzy szukają ukrytych wartości i treści, by wykazać się intelektualną przenikliwością. W części pierwszej poszli tropem podsuniętym przez reżysera i porównywali bogate doznania seksualne z polifonią Bacha, choć ktokolwiek zna się odrobinę na muzyce, wie, że nie ma to najmniejszego sensu. Teraz należy spodziewać się w duchowość bohaterki, bo jej różnorodne doznania erotyczne Lars von Trier porównuje do różnic między Kościołem Zachodu i Wschodu, z których jeden oferuje cierpienie, a drugi radość.
Można by uznać „Nimfomanka" za artystyczną prowokację. Ta jednak wymaga przełamywania schematów, tymczasem tu wraz z rozbudową akcji Lars von Trier brnie w nie coraz bardziej. Zastosował nawet starą zasadę Antoniego Czechowa, że strzelba powieszona na ścianie w akcie pierwszym, w trzecim musi wypalić. W filmie pojawia się pistolet i w finale pada strzał.
Najkrótszą i najtrafniejszą recenzję dał zaś świetny szwedzki aktor Stellan Skarsgard. W jednym z wywiadów opowiadał, że gdy reżyser zaproponował mu w „Nimfomance" ważną rolę Seligmana, miał wątpliwości, czy wziąć udział w filmie z elementami porno. „Nie przejmuj się – odpowiedział Lars von Trier – będziesz siedział przez cały czas na krzesełku, a na koniec pokażesz smętnego fiuta".